Każdy w życiu ma takie chwile, których się nie zapomina. Nie ja. Chodzi mi o takie wydarzenia jak koncerty , spotkania itd. Nie ja. Mam na imię Scarlett i mieszkam w Californii w Bakersfield. Blisko Los Angeles i dobrze. Mam starszego brata Lucasa, i normalną kochającą rodzinę. Nie ma przemocy, jest dobrze. normalnie. Uwielbiam moich przyjaciół Mike'a i Alyssę, mimo ich zwariowanych pomysłów.
Powiecie, że jestem bezproblemową dziewczyną, bo w końcu mieszkam nie daleko Los Angeles i tak dalej. A więc teraz Was zaskoczę. Nie nie jestem. Tak jak każda nastolatka mam trądzik i marudzę. Takie jest życie. Jeśli chodzi o mój ubiór to nie ubieram się jak nie wiem kto. Wiadomo. W święta zakładam sukienki, albo inne bardziej eleganckie ubrania, ale na co dzień wolę po prostu rurki trampki i T-shirt.
- Scarlett! Scarlett! Scarl! - Co? Alyssa? O... zaraz która to godzina... ? o 5 nad ranem?!
- Alyssa, czego chcesz tak rano...? Nie mogło to zaczekać do jutra? - spytałam, zakrywając głowę poduszką.
- Nie,nie, nie, nie, nie!- krzyknęła
- Alyssa jak ty w ogóle tutaj weszłaś? Przecież wszyscy śpią...
- Weszłam przez dziurę dla psa! - no tak. Ja mam psa, ona jest chuda i ma dzikie pomysły. Usiadłam na łóżku i zaczęłam wpatrywać się w przyjaciółkę.
- No mów, co jest?
- Nie uwierzysz! - krzyknęła i wyciągnęła z torebki kopertę.
- Co to? - wzięłam ją od niej i otworzyłam. W środku były 4 bilety na koncert Justina Biebera. Alyssa jest jego fanką ponad wszystko. Ja z Mike'm do niego nic nie mamy, ale też nie udzielamy się jeśli chodzi o jego temat. Przyjaciółka popatrzyła na mnie wyczekująco.
- I jak? Mam 4 bilety! Nie cieszysz się?
- Jasne, że tak. Będzie super!- zapewniłam ją po czym znowu opadłam na łóżko z zamiarem dalszego spania.
- Scarlett... Jest tylko jeden problem...
- Alyssa jaki tu widzisz problem? Masz bilety na Biebera, pojedziemy z Tobą jak nam pozwolą rodzice... I tak da się ich ubłagać, przecież to na pewno za miesiąc jak i nie lepiej...
- No właśnie nie! Wylatujemy dzisiaj wieczorem!
- Coo?? Jak to dzisiaj? Alyssa ja nigdzie nie pojadę! Starzy na bank mi nie pozwolą jechać! Zwariowałaś? - spytałam z powrotem podnosząc się z łózka. Moi rodzice są na tyle rozsądni i nadopiekuńczy, że muszę z wyprzedzeniem ich informować o dłuższych wyjazdach. O takim jak ten nie było mowy.
- Scarl, nic się nie martw! Moja mama już wszystko załatwiła. To znaczy z rodzicami Mikea nie było problemu... O 7 zadzwoni do twoich i będzie po sprawie. - taa noo.. jasne.. mam nadzieję. Nie będzie tak łatwo zapewne.
-Dobra Alyssa. Idź już pogadamy rano. - powiedziałam nakrywając się kołdrą.
O 7 tak jak mówiła Alyssa, jej mama zadzwoniła do moich rodziców. Wszystko byłoby super, gdyby nie pewien szczegół. Mieliśmy zostać tam ok. 2-3 tygodnie a dopiero za tydzień kończy się rok szkolny. Moi rodzice mieli swira na punkcie edukacji...
- Scarlett! Złaź tu natychmiast! Musimy poważnie porozmawiać! - no i się zaczęło...
-------------
Rozdział przeciętny i nudny. Początki zawsze takie są, ale potem będzie się działo. Jesteś = skomentuj. Zależy mi na tym ile osób będzie to czytać :D