niedziela, 26 czerwca 2016

Rozdział 4: I uwierz mi Mike, jestem coraz bliżej.

Po rozmowie w tym dziwnym miejscu, zaprowadzili nas do laboratorium. Tam dosłownie wypalili na naszych rękach kod kreskowy, czego w umowie nie było... Dostaliśmy tam też unikatową, srebrną biżuterię, którą dostawał każdy agent. Jeszcze tego samego dnia wywieźli nas do Los Angeles,byśmy się zaaklimatyzowali w nowym otoczeniu. Na razie mieszkaliśmy w hotelu, lecz czekaliśmy na transfer, by w końcu przenieśli nas do nowego domu. Mieliśmy udawać rodzeństwo. Ironia prawda? Przynajmniej w tej kwestii nie muszę kłamać. To czego się dowiedzieliśmy, to to, że musimy znaleźć pendrive'a, który zawierał tajne dane, oczywiście nie powiedzieli nam jakie.
Gdy dotarliśmy do "domu", byłam po prostu zmęczona. Widać było, że agenci specjalni naprawdę się o nas troszczą. Dostaliśmy apartament z widokiem na panoramę miasta. Cały nasz dom nie był taki wielki jak ten salon. Nie poszłam do swojego pokoju, ponieważ byłam tak padnięta, że usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor na pierwszym przypadkowym kanale, a tam pojawiło się coś, czego kompletnie się nie spodziewałam.
-Mike, chodź szybko tutaj! - zawołałam.
-Jeju Alex, rusz dupę i ty chodź, wiem, że jesteś leniwa, ale no bez przesady.
-MIKE SZYBKO CHODŹ TUTAJ-wykrzyknęłam.
Po moim tonie głosu wywnioskował, że chyba naprawdę coś musiało się stać i przyszedł tu z prędkością wiatru.
-Alex? Co się stało?!
Nie musiałam nic więcej mówić. Spojrzał na telewizor i już wiedział o co chodzi. Na wielkim ekranie znajdowały się nasze twarze, a speakerka właśnie mówiła, że zaginęliśmy. Opisywała nasz wygląd, kiedy ostatnio nas widziano i w co byliśmy ostatnio ubrani. Następnie pojawił się John.
-John... - szepnęłam, a w oczach stanęły mi łzy.
Nie wiem co mam o tym myśleć. Wyszli z domu. Potem już ich nie zobaczyłem. Nie wiem co się z nimi dzieje, nie mam z nimi żadnego kontaktu, nie wiem nawet czy żyją.-w tej chwili nasz brat po prostu się rozpłakał-Proszę... Jeżeli ich widzieliście, zadzwońcie na policję... To są jedyne osoby, które mi zostały...
Po słowach mojego brata rozpłakałam się jak bóbr. Nie dałam rady psychicznie. Michael podszedł do mnie i mnie przytulił. Nie pamiętam co się dalej stało, ale jak otworzyłam oczy byłam u siebie w pokoju.
__________________
Nie wiedziałem co się dzieje, Zastałem pusty dom. Żadnej kartki. Nic. Czułem pustkę w sobie jakby razem z nimi odeszła cząstka mnie. Od razu zgłosiłem to na policję, kazali czekać. Jednak nie musiałem czekać 48h, zareagowali zupełnie inaczej, szybciej. Przesłuchania, telewizja, szok... I mama, która nie wiedziała co się dzieje, lecz pierwszy raz widziałem ją na trzeźwo. Szczęście w nieszczęściu. To był najgorszy dzień mojego życia.
__________________
Dwa dni po dotarciu do hotelu wreszcie przetransportowali nas do Los Angeles. Słońce, plaża, palmy, żyć nie umierać. Jednak to nie była wycieczka marzeń. Bez mamy, bez Johna... Umowa to umowa. Muszę znaleźć jakis sposób na skontaktowanie się z bratem. Tu, sama nie mogłam nic zrobić. Mike jak zwykle spał. Sami nic nie zdziałamy. Wstałam z łóżka, ubrałam krótkie spodenki i bluzeczkę na ramiączka, wzięłam torebkę z książką, założyłam słuchawki i wyszłam z domu. Przenieśli nas to wielorodzinnej rezydencji jakkolwiek by to brzmiało. Dom był łady, z lokajem. Jak hotel, ale z mieszkańcami stałymi. Wychodziłam, pożegnałam się z Fredem i wyszłam. Nagle poczułam wstrząs i upadłam.
-O matko...- wyjąkałam.
-Jeju! Najmocniej przepraszam! Przepraszam! Nic Ci nie jest? - mówił do mnie jakiś głos, ale pod słońce nawet nie widziałam jego twarzy. Tajemniczy nieznajomy zaczął pomagać mi wstawać.
-Chyba żyję... -odpowiedziałam i dałam sobie pomóc. Ujrzałam jego twarz, lecz ciemne wielkie okulary zakrywały jego buzię.
-Daj się zaprosić na kawę w zamian za szkody, które Ci wyrządziłem.
-Nie trzeba.- odpowiedziałam.
-Wiem, że nie trzeba, ale ja chcę. - odpowiedział chłopak.- Przy okazji mam na imię Justin.
Dopiero teraz spojrzałam na jego twarz. To był on. TEN chłopak, TEN gwiazdor, TEN osobnik, któremu miałam zabrać tajemniczy nośnik danych z jeszcze bardziej tajemniczą treścią.
-Dobrze, a więc pójdźmy na kawę. -nagle zmieniłam zdanie. Starałam się ukryć moje tajemnicze znamię, bałam się pytań.
-Ciszy mnie to.- odpowiedział i uroczo się uśmiechnął. -Znam taką kawiarenkę na rogu tej ulicy. Przejdziemy się?
Potaknęłam głową i poszliśmy w stronę kawiarni. Widać, że mój nowy znajomy na serio znał tę kawiarnię, ponieważ kiwnął głową do kelnera na przywitanie, uśmiechnął się, a kelner zaprowadził nas do stolika. Był to stolik w kącie jak najdalej oddalony od witryny sklepu i okien. Można było zauważyć, że Justin ceni sobie prywatność.
-Dwie Frappuccino poprosimy i dwa razy sernik.- powiedział do tego samego kelnera. On tylko kiwnął głową i odszedł. - No więc, jak masz na imię?
-Jestem Alex -powiedziałam i posłałam mu najmilszy uśmiech jaki mogłam mu posłać. Chcąc nie chcąc musiałam się do niego zbliżyć.
-Piękne imię Alex. - Odpowiedział.- Ja jestem Justin, ale chyba już zdążyłaś się zorientować.
-Tak, jakoś tak wyszło.
Rozmowa na początku w ogóle się nie kleiła. Jednak potem okazało się, że mamy wspólne zainteresowania. Bieber okazał się być bardzo wrażliwym chłopakiem, kochającym literaturę i muzykę klasyczną. Cenił sobie rodzinę jak nic innego na świecie i uważał, że "jego ludzie" zasługują na większy szacunek niż on, ponieważ to oni mają cięższą pracę. W każdym razie, zgodziłam się na kolejne spotkanie. Justin odprowadził mnie pod drzwi pokoju.
-Dziękuję za kawę. To znaczy za te pięć kaw. - powiedziałam i zaczęłam się śmiać.
-Nie ma sprawy. Do zobaczenia jutro.- powiedział i uśmiechnął się szarmancko.
Otworzyłam drzwi i weszłam do naszego nowego mieszkania. Zobaczyłam Michaela siedzącego na podłodze przed sofą i gającego na Play Station.
-Czy ty nic nie robiłeś przez cały dzień? - zapytałam brata.
-Nie. Zabijam smutki w butelce coli. -odparł.- Tęsknię za Johnem.
-Wiem, ja też, ale mógłbyś ruszyć dupę i zacząć robić wszystko, by się zbliżyć do upragnionej wolności.
-Ciekawe jak...A ty co dzisiaj robiłaś?
-Ja właśnie się zbliżałam. I uwierz mi Mike, jestem coraz bliżej. -powiedziałam i poszłam zobaczyć co jest w naszej lodówce.

____________________
Witam wszystkich.
Ten rozdział jest krótki, ponieważ jest po długiej przerwie. Mam wakacje, zaczynam dodawać rozdziały regularnie. Przepraszam Was za wszystkie niedogodności. Widzimy się w następnym.
Jeżeli czytasz, proszę skomentuj :)

piątek, 11 marca 2016

Post organizacyjny: nowy szablon

Witam wszystkich!
W ankiecie, w której wypowiedziało się 11 osób, troje z Was stwierdziło, żebym zmieniła wygląd bloga. Mi też za bardzo się nie podobał, więc postanowiłam zamówić szablon.

Za szablon bardzo dziękuję Calumi z sosowaszabloniarnia.blogspot.com
Według mnie zrobiła wszystko świetnie, polecam tą osobę, najlepsza, która wykonuje szablony! Zrobiła go naprawdę szybko, sama się nie spodziewałam, że aż tak, zaznaczając, że przede mną były 3 osoby w kolejce.

Przy składaniu zamówienia nie mogłam się określić co do kolorów, wyglądu i tak dalej. Wiem, że na pewno za jakiś czas, może wraz z nowym opowiadaniem, zamówię u Calumi kolejny, Może zdecyduję się na coś innego, bardziej spontanicznego, ale nie wybiegajmy w przyszłość.
Szablon pasuje do mnie idealnie. Nie, nie znałam się z twórcą szablonu wcześniej, więc jestem pełna podziwu.

Można zauważyć, że cały wygląd jest szary (tak, wiem, jestem bardzo spostrzegawcza), który kojarzy mi się z mgłą. Zobaczcie, że wszystkie zdjęcia są zamglone, a dopiero po najechaniu na nie kursorem, stają się barwne. Zupełnie jak ja. Jestem otoczona mgłą, tarczą ochronną, dopiero jak mnie poznasz, wiesz kim naprawdę jestem.

To jest mega super wrażenie, wiedząc, że szablon pasuje nie tylko do bloga, ale też do mnie.

Polecam serdecznie Calumi, jestem zadowolona w 100%!

Zrobię nową ankietę, wypowiedzcie się na temat tego wyglądu :)
PA!

czwartek, 10 marca 2016

Sprostowanie

Cześć!
Na wstępie chciałabym podziękować czytelnikom, którzy mnie nie zawiedli i komentowali i nadal czekają na rozdziały.
Lecz chciałam powiedzieć, że się niezmiernie na Was zawiodłam. Ostatni rozdział ma 700 wyświetleń w ostatnim miesiącu, a komentarzy 3...
Ja nie będę Was zmuszać. Nie chcesz-nie czytaj, nie komentuj.
Trochę przykro, ale dostałam trailer, zamówiłam nowy szablon na bloga, na który czekałam hohoho i jeszcze trochę i jeszcze na niego będę czekać drugie tyle, bo jest przede mną 3 osoby w kolejce, więc choćby dla nich, dla osób spełniających moje zamówienia, dla ich wysiłku, żeby nie poszedł na marne będę pisać dalej. I dla siebie.
Chciałam dodać ten komentarz przed 4 rozdziałem, ale chyba nie ma sensu.
Na koniec chciałam zaznaczyć, że w przyszłym tygodniu wraz z nowym wyglądem bloga pojawi się nowy rozdział. Jutro jest piątek, a więc ja biorę się za pisanie. Poniedziałek i wtorek będę w trasie, więc myślę, że powinnam ten rozdział dodać.

Jeżeli masz ochotę, to zapraszam.
Przypominam o trailerze promującego bloga.
Do zobaczenia!

wtorek, 19 stycznia 2016

POŁOWA NIESPODZIANKI

Wow!
Po prostu wow!
Pamiętacie jak Wam mówiłam, że czają bloga pewne zmiany/niespodzianki?
Nadszedł ten czas, że dzisiaj jest właśnie ten dzień.
Własnie dzisiaj dostałam zamówiony ZWIASTUN NA BLOGA!
Nie wiem jak Wam się spodoba, ale dla mnie jest po prostu wspaniały, idealny i lepszego być nie mogło! Jestem zachwycona!

Zwiastun zamówiłam na: http://trailer-makers.blogspot.com/
i wykonywała mi go Katrina S
Jak dla mnie bomba! 
Zobaczcie sami:


Tak to własnie jest połowa niespodzianki. 
Druga połowa będzie związana z wyglądem. Większość Was zagłosowała, że wygląd bloga jest całkiem znośny, a więc na tę chwilę pozostaje taki jaki jest, lecz koło lutego mogą nastąpić zmiany!
Ale nic nie mówię :D
Dziękuję Katrinie jeszcze raz, Wam za komentarze i przypominam, że kolejny rozdział będzie gdy pod tamtym postem będzie 12 komentarzy!
Buźka! 

sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 3: No poryczał się! Jak baba! Albo i gorzej!

Cześć! Dziękuję za wszystkie komentarze i pozytywne słowa!
Zapraszam do komentowania. Następny rozdział, gdy pod postem będzie 12 komentarzy. Dacie radę? Dacie!
Chcesz być na bieżąco z rozdziałami? Daj mi znać!
Miłego czytania!
____________________________________________________________
Stałam jak wmurowana.
-Ja właśnie... - wyjąkałam.
-Ona właśnie wychodziła.- powiedział spokojnie Michael i się uśmiechnął.
-Nikt stąd teraz nie wyjdzie. Przykro mi. -powiedział jeden z tych ogromnych i dziwnych facetów.
-Witam Was kochani.-odezwał się pozorny "klient"-Proszę za mną. Przejdziemy do pomieszczenia.
Spojrzałam na brata a on dyskretnie pokiwał mi głową w odmowie. Czyli nie było nawet mowy o ucieczce. Za dużo kamer. Już nas widzieli. Wpadliśmy. Moją głowę przeszywało milion myśli. Po nas. Poprawczak. Szkoła. Mama! JOHN! To był najgorszy moment w moim życiu. Nie miałam pojęcia co się dzieje, ale byłam dziwnie spokojna. Wolnym krokiem i bardzo kulturalnie jak na damę i dżentelmenów przystało weszliśmy do małego pomieszczenia. Było ono dosyć małe, lecz nie klaustrofobiczne. Eleganckie, nawet bardzo. Służące zapewne do spotkań ludzi, którzy chcieli zobaczyć się po kryjomu, z dala od ludzi. Pomieszczenie wydawało mi się przytulne i czułam się tam tak... bezpiecznie. Ale to były tylko pozory...
-Usiądźcie. I lepiej bądźcie posłuszni. Tu wpuszczamy tylko kulturalnych ludzi.-powiedział nasz klient- Nazywam się Mark Hudson. I to ja chciałem kupić od Was narkotyki, ale jak widzicie chyba Wam coś nie wyszło.
-Przepraszam, ale pan nas z kimś pomylił. - powiedział Michael.
Mark nagle przestał się uśmiechać.
-Doprawdy? Mieliśmy załatwić to kulturalnie, ale jak nie chcecie. - odparł. - Rob, Jack, przeszukać ich.
-Słucham?! Co pan sobie wyobraża?! Ma pan zezwolenie?! - nie dałam rady siedzieć cicho i wykrzyknęłam na całe gardło. Ten podniósł się jak oparzony.
-Agent 538 Mark Hudson!-pokazał swoją odznakę.-To mojemu synowi chcieliście sprzedać narkotyki! W porę sprawdziłem mu telefon! WSZYSTKIE WIADOMOŚCI, KTÓRE PISAŁEŚ Z MOIM SYNEM PISAŁEŚ ZE MNĄ! CHCIAŁEŚ SPRZEDAĆ TO GÓWNO MOJEMU SYNKOWI?! - nie panował już nad sobą. Złapał chwilę oddechu. - Z całej tej sytuacji jest dobre to, że znalazłem najbardziej poszukiwanego dilera narkotyków w mojej karierze.
Co? Szybko odwróciłam głowę, w stronę brata. Co on nawywijał.... Najbardziej poszukiwany diler? Do cholery jasnej to nie jest mój brat!
-... a ty dziewczynko-kontynuował agent-znalazłaś się tu prawdopodobnie przypadkiem. - podszedł do mnie bardzo blisko i jedną ręką brutalnie objął mi twarz. Michael miał zamiar zareagować ale nasze ręce z tyłu trzymane przez pozostałych, uniemożliwiały mu zrobienie czegokolwiek. -Ale wiedz, że jeżeli znajdziemy przy tobie choćby ślad jakiegoś białego proszku.... To pójdziesz do poprawczaka razem z twoim bratem o ile się nie mylę.
-Niech pan zabierze łapę z mojej buzi. - powiedziałam ostrym tonem i patrzyłam mu się cały czas w  oczy.- I może powinien pan wziąć do buzi coś miętowego.
Spiorunował mnie wzrokiem, ale nic nie powiedział.
-Kontynuujcie panowie.-rzekł i usiadł na miejsce.
To było okropne. Facet który mnie przeszukiwał był gruby i obleśny, a w oczach miał coś takiego, co nie świadczyło o nim dobrze. Dokładnie mnie całą sprawdzał patrząc się mi cały czas w oczy. Przejechał ręką po mojej szyi, dekolcie, piersiach. Nie umknęło mi uwadze, że każdą z nich dokładnie "zbadał " jakby myślał, że mam tam schowane dragi albo zielsko. Stał tak blisko, że nie mogłam nie poczuć jak mu się to podoba.
-Ty obleśna świnio! - warknęłam przez zęby- ŁAPY PRZY SOBIE ZBOCZEŃCU!
Jako, że byłam wychowana z chłopakami, nabrałam śliny i celnie plunęłam mu prosto w oko, a w tym samym czasie moja noga powędrowała w jego krocze. Zwinął się z bólu i cierpienia. Hudson zaczął się śmiać. Lecz to mało powiedziane. Zaczął wręcz rechotać.
-A pana co tak śmieszy?-powiedziałam.
-Alex, droga Alex widać z ciebie wybuchowa dziewczynka. - wstał i podszedł do mnie. Leżącego na podłodze zboczeńca po prostu kapnął, a on przetoczył się może metr dalej.
-Widzisz Jack. Trzeba było trzymać łapy w miare przy sobie. Albo co innego... - tu spojrzał się na krocze Jacka. Zabrał moją torebkę i rzucił jeszcze innemu facetowi. -Ty. Przeszukaj jej torebkę.
-Szefie - odezwał się Rob - Znalazłem. Były ukryte w skarpecie. Na moje oko kokaina.
-Ładnie. Ładnie. No to już masz załatwione miejsce w poprawczaku. A ty Derek? Masz coś?
-Jeszcze nie. - w tym momencie niejaki Derek wyjął z mojej torebki szminkę. Modliłam się, by jej nie otworzył. W rzeczywistości to nie była szminka, a jedynie opakowanie... Ale jak na złość.
-Szefie... - powiedział i pokazał mu zawartość. Zamiast sztyftu była kokaina.
-Brawo Alex. Dołączysz do brata. Zabrać ich. -rozkazał Hudson.

Wylądowaliśmy w dziwnym budynku. Z wierzchu wyglądał jak typowy ośrodek dla młodocianych przestępców. Zresztą w środku też. Z racji tego, ze był to jeszcze okres świąteczny w wielkim holu stała choinka udekorowana dosyć skromnie. W każdym oknie były kraty. Nie wiedzieliśmy nawet co się dzieje, czy powiadomili mamę, Johna... Było mi ciężko, nie dla tego, że byłam tam gdzie byłam, ale dlatego, że najprawdopodobniej nikt nie wiedział co się z nami dzieje.
Prowadzili nas praktycznie przez cały ośrodek. Nie był zły pomyślałam, że tu wytrzymam. Widzieliśmy sale do terapii grupowej, niektóre drzwi były otwarte do pokojów innych młodych ludzi i warunki były całkiem znośne. Łazienki wyglądały jak nowo wyremontowane. Najdziwniejsze było to, że kilka razy mijały nas panie, które wyglądały na opiekunki czy coś, ale żadna nie zwróciła na nas uwagi. Poprowadzono nas do pomieszczenia, które okazało się... kuchnią. Mój brat był równie zdziwiony jak ja. Szliśmy dalej. Na samym końcu przeogromnej kuchni była wielka szafka. Nawet można powiedzieć, że szafa. Kazali nam tam wejść.
-Zaraz panowie, chyba panom to coś się pomyliło, mamy siedzieć w tej szafie i czekać aż nam zabraknie tlenu? - zapytałam.
-Nie. Za futrami cały czas prosto-poczułam się jak byśmy byli w jakiejś Narnii.-Gdy zobaczycie koniec korytarza macie się zatrzymać.
-Jakiś debil. - szepnęłam do Mike'a, ale posłusznie weszłam.
-Słyszałem. - powiedział ów mężczyzna i zamknął za nami drzwi szafy.
Nie wiem co sobie myślałam. Dla mnie ta sytuacja była ogromnie dziwna. Nie chciałam tu być. Nie mogę powiedzieć, że się całkowicie nie bałam bo tak nie było. Praktycznie cały czas miałam gęsią skórkę. Nie wiedziałam co mnie czeka, tym bardziej, że byłam w poprawczaku, a koleś mi każe wchodzić do szafy. Zastanawiałam się przez chwilę, czy nie jestem w jakimś zakładzie psychiatrycznym. Zdaję sobie sprawę, że wiele dziewczyn by się popłakało na moim miejscu, ale ja, oprócz mamy i Johna nie miałam do stracenia nic. Lubiłam przygody, a ta z pewnością była jedną z nich. To co zobaczyłam potem przerosło moje oczekiwania.
Tak jak kazał nam ten facet, na końcu "szafowego" korytarza stanęliśmy i czekaliśmy w bezruchu.
-Alex, przepraszam. Nie wiedziałem, że to się tak potoczy. Nie powinienem narażać ciebie na takie niebezpieczeństwo. Byłem bardzo nieodpowiedzialny, ale nie sądziłem, że po tylu udanych akcjach jedna może się spieprzyć. Nawet nie było jak uciekać... a teraz... -głos mu się załamał, a po policzkach zaczęły mu spływać łzy - a teraz nie wiem co się dzieje w domu, co zrobi John jak nas nie będzie, co z mamą, co ze szkołą...
-Uspokój się debilu - no poryczał się! Jak baba! Albo i gorzej!-trzeba było o tym myśleć wcześniej, a nie na sentymenty ci się zebrało w takim momencie. Uspokój się!
W tej chwili nasza szafa zaczęła opadać. Dosłownie. Przestraszyłam się i wydałam z siebie cichy dźwięk równocześnie przyległam do ściany. Mike zachował się podobnie. Spadaliśmy tak długo. To zdecydowanie była jakaś ukryta winda albo coś takiego. Na dole czekała na nas już pewna kobieta. Była wysoka i szczupła, ubrana cała na czarno a na głowie miała burzę rudych loków. Z wyglądu była dosyć przyjemna.
-Witam.-powiedziała.-proszę za mną. Szliśmy długim korytarzem. Wszędzie były jakieś światełka,ekrany, dziwne dzwięki. Czułam się jak w jakimś statku kosmicznym, lecz zachwycało mnie to pomieszczenie. Doszliśmy do pewnych drzwi, które otworzyła przed nami kobieta.
-Siadajcie. - powiedziała i usiadła na przeciwko nas. Stalismy z Michaelem jak wryci. Znajdywaliśmy się w pomieszczeniu, które przypominało salę przesłuchań z wielkim lustrem weneckim.
-No co tak stoicie. Już nie urośniecie. - powiedziała kobieta. - Nazywam się Meg Anderson. Jestem z wydziału tajnej agencji, o której nie musicie dużo wiedzieć. No siadajcie.
Usiedliśmy. To wszystko się wydawało takie dziwne. Spojrzałam z niepokojem na Michaela, lecz on był zapatrzony w tą kobietę. Odwróciłam się z rezygnacją.
-Ale.. - zaczęłam, lecz ona uciszyła mnie gestem.
-Pytania będą później. Teraz mówię ja.-stanowczy ton nie pasował mi do takiej kobiety. -Tak więc mówiłam, że jestem agentką. Teraz znajdujecie się w tajnej agencji, której nazwy wam oczywiście nie podam. Mówię od razu: nie kłamcie i nie uciekajcie, bo nie znajdziecie stąd wyjścia a my was nie wypuścimy. Telefony tutaj nie działają, a przynajmniej nie takie zwykłe. My mamy specjalne, robione przez naszych agentów techników. Nie krzyczcie, bo ściany są dosyć szczelne i zapewniam, że nikt was nie usłyszy. Wiemy o was wszystko. Od dawna poszukiwaliśmy takich ludzi jak wy. Michael nadajesz się świetnie. Jesteście sprytni, bystrzy, pewni siebie i odważni. Nie jesteście w żadnym stopniu zagrożeni. My nie jesteśmy policją. Nie dostaniecie kary, pod warunkiem, że coś dla nas zrobicie. Michaela znaleźliśmy przypadkowo. Od dawna go obserwowaliśmy i przez te tygodnie zostaliśmy upewnieni, że będziecie genialni. Bądźcie dla nas mili i posłuszni, a my będziemy tacy sami wobec was. Pytania?
-Tak. Po pierwsze, czemu jesteśmy w poprawczaku i czemu nikt nie zwraca tu na nas uwagi? Po drugie Pani powiedziała, że wiecie o nas wszystko ale obserwowaliście tylko mojego brata więc nie rozumiem co ja tu robię i w jaki sposób. - nurtowały mnie pytania. Nie wiem co się działo z Michaelem, nie odzywał się. Może się załamał.
-Oczywiście odpowiem na te pytania. Jesteśmy w poprawczaku ponieważ mamy tu tajną bazę. Nikt was tu nie zauważa ponieważ mamy z nimi umowę, że w żadnym wypadku nie mogą na nas nawet spojrzeć, a jeżeli to złamią to nie chciałabyś być w ich skórze złotko. Dlatego trzymają się tej złotej zasady - zaśmiała się. - Odpowiadając na drugie twoje pytanie, jesteś w błędzie. Ciebie też obserwowaliśmy kochanie, codziennie przez 5 tygodni. Waszego starszego brata Johna również, lecz on nie wykazywał tyle sprytu co wy. Specjalnie donieśliśmy waszemu dyrektorowi, że twój brat został widziany z podejrzanymi ludźmi. Oczywiście to było anonimowe, mogło nie wypalić, lecz belfer nas nie zawiódł. Od razu do ciebie pobiegł. I tu się zaczynała twoja rola. Obserwując cię przez taki długi okres czasu wiedzieliśmy, że będziesz ciekawa co się dzieje z bratem. Wiedzieliśmy też, że on cię bardzo kocha. I wiedzieliśmy, że u was się nie przelewa. Tak to intryga, lecz kochanie myslisz tak samo jak my. Ty też masz takki sprytny mózg. Powinnaś coś o tym wiedzieć.
-Niech już się pani nie rozczula. O co tu chodzi? - nagle powiedział Michael.
-Tak, tak. Przechodząc do rzeczy, tak jak już mówiłam mamy do wykonania zadanie, ale żadne z naszych agentów nie może to zrobić. Potrzebowaliśmy nowe twarze, świeże, młode i sprytne, padło na was. Za wykonanie zadania dostaniecie wynagrodzenie. Usunięcie z waszych akt tego przestępstwa, wypuszczenie was na wolność oraz nagroda w wysokości 50000 dolarów... - zająknęłam. Tak dużo pieniędzy. Tak dużo do zrobienia ze swoim życiem- ...na głowę. Na głowę kochanie.
-A co jeżeli tego nie zrobimy?
-No to jest oczywiste, że w grę wchodzi oddanie waszych akt w ręce policji, ale spokojnie nie znajdą was tu przetrzymywanych. A jak nie będziecie chcieli współpracować, to zmusimy was do tego poprzez różne sposoby. I chciałabym żebyście wiedzieli, że nie zawahamy się użyć do tego waszych najbliższych. Nie wspominając już, że możemy was torturować, a świat i tak się o tym nie dowie. Zgadzacie się?
Spojrzałam na brata. Jego twarz wykrzywił grymas, który miał za zadanie przeprosić mnie jeszcze raz. Byłam gotowa zrobić wszystko, byle tylko nic nie stało się mamie i Johnowi.
-Tak. - odpowiedzieliśmy równocześnie.
-Co mamy zrobić? - dodałam.
-Istnieje jedna osoba na świecie, która ma to co nam potrzeba. Oczywiście ten przedmiot znalazł się przypadkowo w rekach tej osoby, a więc ona jeszcze nawet nie wie co posiada. Jest to pamięć zewnętrzna z danymi niezmiernie potrzebnymi światu, Dzięki nim możemy nie dopuścić już do żadnych wojen na świecie, żadnych przestępstw, ponieważ dzięki temu wszystko można zlikwidować. Są to niezwykle tajne wiadomości, które my już mamy, lecz posiadamy je bez jednego malutkiego kawałka. Ten kawałek posiada ów człowiek. Jest to male bardzo niewidoczne. Musicie udać się do otoczenia tego człowieka, zaprzyjaźnić się, zabrać to niezwykle ważne coś a potem go zlikwidować. Wszystkie koszta związane z wyprowadzką, przejazdem i innymi potrzebnymi wam rzeczami w tym gadżetami pokryjemy my. Oczywiście musicie mieć też nasz znak, dlatego wyposażymy was w unikatową biżuterię, by inni wiedzieli gdyby was spotkali.
-Co z naszą rodziną? - spytałam.
-Damy informację, że zaginęliście.
Bolało mnie to. Ale nie miałam wyjścia.
-Kim jest ta osoba?
-Ucieszysz się Alex. Jest to idol nastolatek znany na całym świecie. Jesteś w jego typie dlatego bez zastanowienia się z wami skontaktowaliśmy.
-Kto to jest?
-Justin Biebier.



czwartek, 7 stycznia 2016

Rozdział 2: Gdzie się pani śpieszy? Będzie zabawnie.

Okej, zanim rozdział to kilka drobnych ogłoszeń:

UWAGA!
Jeżeli chcesz być na bieżąco zostaw swój jakiś kontakt (twitter, email, cokolwiek) będę pisała Ci o nowych postach ;)

1. Bardzo dziękuję Wam za wszystkie wspaniałe komentarze :) Jesteście wielcy! Dlatego kolejny rozdział pojawi się, gdy pod tym postem będzie 8 komentarzy ;) Dziękuję!
2. Teraz mam jeszcze wolne, dlatego piszę jak najwięcej, ale jak wrócę do szkoły to jestem pewna, że nie będę mogła tak często dodawać rozdziałów, dlatego będziecie musieli czekać na nową notkę ok 1 tydzień, może półtora, a nie dwa dni. Przepraszam, będę starała się połączyć te dwie rzeczy i proszę Was o wyrozumiałość ;)
3. Dziękuję za już ponad 15 tys. wyświetleń!
4. Dzięki za zagłosowanie w sądzie! Wygląd nie jest jeszcze idealny, ale będzie. Może to potrwać ponad miesiąc, na pewno nie przed lutym. Nic więcej nie mówię i nic nie obiecuję ;)
5. Mam jeszcze jedną "niespodziankę", pojawi się ona w najbliższym czasie ;) stay tuned ;p
MIŁEGO CZYTANIA :)
_____________________________________________________________

-Jejku Alex, co ty się tak drzesz?
-John? Myślałam, że jesteś w pracy.- nie wiedziałam, że brat jest w domu.
-Co się stało? - zapytał.
-Pamiętasz jak szliście z Michaelem do pracy? Co było wtedy żelazną zasadą? - zapytałam.
-Proste. Pracuj ile się da, ale nie zaniedbuj szkoły.
-Dokładnie. A wiedziałeś o tym że Michael nie był od 3 tygodni w szkole?- opowiedziałam w skrócie moją rozmowę z dyrektorem.
-Alex czemu mi nie powiedziałaś wcześniej?! -John zaczął się już bulwersować.
-Weź ty się uspokój przecież nie wiedziałam myślałam, że chodzi więc o co ten bulwers?!-nie byłam gorsza i też zaczęłam wrzeszczeć. W tej chwili drzwi frontowe trzasnęły, a w nich pojawił się Mike.
-O co wy się tak wydzieracie? Słychać już was na końcu ulicy.
-Świetnie, że jesteś Mike. Chodź tu. - powiedział John.
-Jak było w szkole? - zapytałam z ironią.
-Bardzo dobrze, dostałem 4.-bez zająknięcia odparł mój braciszek.
-O naprawdę? To się bardzo cieszę! Cieszę się też z tego, że cały czas nas oszukujesz i nie chodzisz do szkoły od 3 tygodni! Cieszę się też z tego, że jest koniec semestru i grozi ci nie klasyfikacja! Oraz cieszę się z tego że mój brat to niemota i w przyszłym roku będę z nim w jednej klasie!
Po moim jakże głośnym wystąpieniu nastała chwila ciszy.
-Ja...-zaczął Michael.
-No co ty? No słucham? Myślałeś, że ile to jeszcze potrwa? - zapytałam. Nerwy już mi nie wytrzymały. Normalnie każda młodsza siostra by się nie przejmowała, ale my mamy tylko siebie, i kocham go naprawdę bardzo bo dzięki niemu i Johnowi żyję.
-Alex to nie jest twoja sprawa! Staram się na nas zarabiać zobacz jak żyjemy!
-Mike, ale jakim kosztem?-zapytał spokojniejszym tonem John. -Miałeś chodzić do szkoły.
-Wiem, nawaliłem. Ale tylko w taki sposób damy radę.
-Mike, proszę cię. Nie zaniedbuj obowiązków. Pracuj, ale nie w ten sposób bardzo Cię proszę. Szkoła też jest ważna.
-Szkoła jest dla frajerów! - wykrzyknął Mike i poszedł na górę.
-Nie poznaję go.-stwierdziłam, niby do siebie, ale nie uszło to uwagi Johna.
-Co sugerujesz?-spytał.
-Że coś jest na rzeczy.
Nie zrozumiał o co mi chodzi, a ja od razu unikając jego pytań poszłam na górę do Michaela. Wiedziałam, że nie powiedział całej prawdy. W zasadzie, to nie powiedział nic. A ja musiałam się dowiedzieć o co chodzi. Weszłam do jego pokoju.
-No i? - zapytałam.
-Puka się?-warknął.
-Nie o to mi chodzi. Mike, znam cię. Wiesz o tym. A ja wiem, że nie powiedziałeś nam tego co robisz dokładnie. Co to za praca?
-Pracuję z ludźmi.
-Tak wiem. Już to kiedyś mówiłeś. Z jakimi ludźmi? Ej co się dzieje? Nie poznaję cię.
-Alex proszę...
-Nie proś mnie tylko powiedz. Wiesz, że jeżeli dalej tak będzie dyrektor wyśle do nas delegacje. Przeszukają dom, zabiorą mamę, a nas wyślą do jakiegoś sierocińca albo coś. Jesteś tego świadomy? Daj sobie pomóc do cholery! - mój brat westchnął. Poruszyło go to co do niego powiedziałam, ale nie bardzo wiedziałam dlaczego.-No więc?
Nic nie odpowiedział. Wstał podszedł do biurka, wziął drewnianą matrioszkę, otworzył jedną, drugą, potem trzecią, a wreszcie w czwartej było coś, co najwidoczniej mi pokazał. Wysypał to sobie na rękę i wrócił na łóżko. Spojrzał mi w oczy i otworzył swoją garść by mi pokazać, co tak bardzo ukrywa.
-CO DO...?!- nie zdążyłam dalej dokończyć bo wszystko rzucił na łóżko, wstał i zakrył mi dłonią usta.  - Yyyyyy - próbowałam powiedzieć, ale nic to nie dało. Ugryzłam go w rękę.
-Ała! -krzyknął. -Siadaj i bądź cicho!
Byłam posłuszna i usiadłam, Patrzyłam się na łóżko, gdzie leżały pojedyncze woreczki typu zip zap z białym proszkiem w środku. Z narkotykami.
-Mike! Co tu się dzieje! - krzyknęłam szeptem.
-Alex, to nie tak jak myślisz.
-Bierzesz dragi?-złapałam ręką jego buzię i spojrzałam mu w oczy. - No tak! Powiększone źrenice, podkrążone oczy! Wszystko się zgadza.... No nie wierzę.... Żeby aż tak upaść! Musze powiedzieć to Johnowi!  - nie mogłam przestać gadać.
-Alex! Alex! - próbował mnie uspokoić.- Ja nie biorę.
-Co? -zapytałam zbita z tropu.
-Nie biorę. Jestem dilerem. Sprzedaję je innym, Mam z tego kasę. - no nie wierzyłam. Mój brat dilerem.
-Ile z tego masz?- zapytałam ostrożnie.
-Dużo. Zależy od dnia. Wszystko przekazuję Johnowi, ale jeszcze się nie zapytał skąd mam tyle kasy. Czasem sobie zostawiam trochę, żeby nie było podejrzane, ale...- nie dokończył bo zamilkł jak zobaczył moją minę. - Co ty kombinujesz?
-Wkręć mnie. - powiedziałam wprost.
-Nie. - był już zły. - nie będę cię w to wplątywał. Zdajesz sobie sprawę, że jak wejdziesz w to to już nie wyjdziesz? Nie dasz rady.
-Mike proszę. Zarobimy więcej i w końcu się stad wyniesiemy. - miałam już to w głowie. Zarobimy. Wyprowadzimy się stąd do Europy. Mamę wyślemy do AA. Wszystko będzie super. Jak dawniej. Będziemy mieć kasę.
-Nie.
-Albo mnie wkręcisz, albo powiem Johnowi. A on ci tego nie daruje. Wiesz co on o tym sądzi. Jest wrogiem wszelkich używek, Jego nie będzie obchodzić, czy ty to sprzedajesz, czy bierzesz. To będzie oczywiste. Wyśle cię na odwyk. Zabroni wychodzić. Zabierze ci telefon i będzie cię cały czas pilnował.
-Alex... - zająknął się.
-Okej idę do Johna.- wstałam. Nie jestem donosicielką, ale wiedziałam, że to na niego zadziała. Przynajmniej w dzieciństwie działało. Musiałam tak zrobić. Chciałam, abyśmy mieli inne życie. A Michael znalazł na to sposób. Wiedziałam, że to jest złe. Wiedziałam, że będę mieć wyrzuty sumienia, ale dzięki temu możemy normalnie żyć.
-Dobra czekaj!-krzyknął.- Coś się da zrobić.

Następnego dnia ja też nie poszłam do szkoły. Michael dostał podobno niezłe zlecenie, za niezłą kasę. Od rana się przygotowywaliśmy. Oczywiście John nic o nas nie wiedział. Razem z Mike'em wyszliśmy rano z domu, by John uwierzył, że idziemy do szkoły.
-Słuchaj. Dzisiaj jest wielki dzień. Dzisiaj nie szlajamy się po dziurach. Klient będzie czekał w hotelu. Najdroższym hotelu w mieście, wiec musimy jakoś wyglądać. Idziemy teraz na zakupy, kupisz sobie coś. - wytłumaczył mi brat.
-Jakbym miała za co. - odburknęłam.
-Ja mam za co.
-Ej ale zaraz. W hotelu? Zgłupieliście? - coś mi tu nie pasowało. W hotelu? Pełnym kamer? Nie pasowało mi to całkiem.
-Tak w hotelu. Nie będziemy się rzucać w oczy elegancko ubrani.
Michael był za bardzo pewny siebie. Nie opierałam się bratu, w końcu to on wie co robi. Nie zdawałam sobie sprawy, że Michael aż tyle kasy zostawia dla siebie, wiec starczyło nam na koktajlową, świecącą suknię dla mnie oraz na granatową marynarkę i muszkę dla Micheala. Wróciliśmy do domu gdy John już był w pracy. Zostało nam trochę godzin do zadania, więc poszłam się przespać. Dwie godziny przed wyjściem obudził mnie brat. Poszłam wziąć szybki prysznic, przebrałam się, czesałam włosy, wzięłam jakiś błyszczyk mamy i pomalowałam usta. Byłam gotowa. Nigdy jeszcze tak nie wyglądałam... Tak... pięknie jak na mnie. Sama byłam zdziwiona. Pół godziny przed umówionym spotkaniem wyszliśmy. Droga minęła w ciszy. Przed wejściem do hotelu wreszcie odezwałam się do brata.
-I jak? Stresujesz się?
-Nieee... co ty. - odpowiedział łamiącym głosem Mike. -dobra chodź wchodzimy. Ja wiem gdzie mam iść, więc trzymaj się mnie.
Bałam się. Nigdy nie uczestniczyłam w czymś takim, ale nie dałam tego po sobie poznać. Weszliśmy. Z natury martwię się za bardzo, dlatego od razu rozejrzałam się za kamerami. Było ich mnóstwo i nagle jak na znak wszystkie obróciły się w naszą stronę.
-Michael, nie podoba mi się to.
-Cicho. Nie rozglądaj sie idziemy.
Nie wiedziałam, gdzie prowadzi mnie Michael, ale czułam się obserwowana przez tych ludzi.
-Mike, chodź wychodzimy. Mam złe przeczucia.
-Teraz się już nie wycofasz, widzę go. - Szliśmy równym krokiem do tego ów człowieka, kiedy zobaczyłam przy nim dwóch potężnych facetów, a dwa metry przed nimi stał jeszcze jeden udający, że czyta gablotkę.
-O kurwa... - szepnął Mike.- Alex pocałuj mnie w policzek i dyskretnie się wycofaj. Ten na pierwszej to wtyka. Poznaję go, raz prawie mnie złapał. Ja nie wiem, jak to się stało. Przepraszam... Mów co robię!
Wiedziałam... Zrobiłam to co mówił mi brat i już się odwracałam gdy przede mną nie wiadomo skąd pojawił się jeszcze jeden typ.
-Gdzie się pani śpieszy? Niech pani zostanie z nami. Będzie zabawnie. - powiedział, a mi przeszły ciarki po plecach.



wtorek, 5 stycznia 2016

Rozdział 1: kiedy myślisz, że jest wszystko w porządku... ale jednak nie.

Tego dnia wstałam wyjątkowo rano, bo już o 5. Całą noc dręczyły mnie jakieś koszmary. To zdecydowanie nie była dobra noc. Mimo tego, że wstałam sama, bez pomocy budzika nie czułam się dobrze psychicznie. Poszłam od razu pod prysznic, stwierdziłam, że to mi dobrze zrobi. Przez całą poranną toaletę miałam złe przeczucia, jednak przeszło mi to gdy poszłam do kuchni zjeść moje ulubione płatki czekoladowe z mlekiem. Jem je na sniadanie, na obiad, a także nawet na kolację. Nigdy mi się nie znudzą, poprawiają mi humor na cały dzień. Po śniadaniu standardowo poszłam się ubrać. Nie mam za dużo ubrań, dlatego włożyłam to co standardowo zakładam prawie codziennie: przetarte ze starości jeansy i siwą dosyć wyblakłą koszulkę. Miałam jeszcze dosyć czasu przed szkołą, dlatego spakowalam się i zaczęłam czytać książkę. Gdy musiałam już wychodzić weszłam jeszcze do kuchni by się czegoś napić.
- O Michael wstales juz?-zobaczylam, że brat siedzi przy stole i pije kawę.
-A nie widać?- odpowiedział. Ostatnio zrobił się bardzo nerwowy.
-Hej co się dzieje? Od kilku dni zachowujesz się jak małe dziecko.
-Odczep się.- nigdy taki nie był, nie wiedziałam o co mu chodzi. Napiłam sie wody i wyszlam do szkoły.
Jest styczeń, lecz u nas na florydzie jest wiecznie ciepło. Dzisiaj był piękny dzień. Nie był to dla mnie dobry dzień już od samego rana. Weszłam do szkoły i jak zawsze usiadłam sama pod salą. Założyłam słuchawki na uszy i czekałam do rozpoczęcia lekcji. Ten moment zawsze był moim ulubionym bo mogłam siedzieć i słuchac muzyki i nie przejmowałam się tym co mówią o mnie inni bo zwyczajnie tego nie słyszałam, odpływałam..
Najgorsze są lekcje. Wtedy każdy może mi dogryźć nawet gdy jest nauczyciel. "O widzę że masz modne spodnie! A nie... to tylko te co mialaś 5 lat temu ale przetarły ci się ze starości...". Tak wiem, nie miałam kasy na nowe ubrania, ale nie narzekałam. Nie kręcił mnie świat elegancji i przesadnego dbania o siebie. Na 4 lekcyjnej przyszedł do naszej sali dyrektor.
-Dzień dobry - powiedział i poszedł szybko do nauczycielki, by coś jej szepnąć do ucha. Kilka osób odburknęło coś w stylu "dobryyy" ale nikt się tym nie przejął, że głowa szkoły weszła do nas do klasy.
-Alex? - zapytała nauczycielka- Idź teraz z panem dyrektorem, Lekcje uzupełnisz potem.
Ja? To mnie wołali? Byłam w szoku. Oczywiście w klasie pojawiły się docinki typu "uuuuu" itd. Nic nie mówiąc posłusznie wyszłam.
-Jak się miewasz Alex? - zapytał dyrektor w drodze do gabinetu.
-Dobrze nie narzekam,- odpowiedziałam.
-Cieszę się.- nikt już sie nie odezwał dopóki nie weszlismy do sekretariatu. -Pani Weber proszę nikogo nie wpuszczać i z nikim mnie nie łączyć nawet jeżeli byłoby to bardzo pilne.
-Oczywiście panie dyrektorze. - odpowiedziała sekretarka. Weszłam do gabinetu dyrektora, który był dosyć fajny jak na gabinety starszych ludzi. Nie był on stary był urządzony w bardziej nowoczesnym stylu co mi się bardzo podobało.
-Alex, Alex, Alex...- zaczął- jestem wręcz uradowany, że się dobrze miewasz, a jak tam twoi bracia?
-Raczej dobrze. - całkowicie nie wiedziałam o co chodzi.
-Dobrze powiadasz? A więc powiesz mi może dlaczego twój brat Michael od 3 tygodni nie chodzi do szkoły? -wmurowało mnie. Ale jak to?
-Słucham?- zapytałam zdziwiona. - Jak to nie chodzi? Codziennie rano się z nim widuję i mowi, że ma na 9, a kilka razy nawet szedł ze mną do szkoły, to nie jest możliwe żeby go tutaj nie było.
-A widziałaś go na przerwach? - zapytał.
-No nie, ale..
-Nie ma ale, Alex. - przerwał mi- Twój brat nie chodzi prawie od miesiąca do szkoły, a ja nie znam przyczyny. Grozi mu nie klasyfikacja i zagrożenie z niektórych przedmiotów. Jest koniec półrocza. Dzwoniłem do twojej matki ale nie odbierała telefonów zresztą jak zawsze. Na wywiadówce nie pokazała się ani razu. Jeżeli to się nie zmieni będę zmuszony wysłać delegację do twojego domu.
-Nie, nie! - wykrzyknęłam. Tak moja mama to alkoholiczka, ale nikt o tym nie wiedział. Gdyby wiedzieli już dawno bylibyśmy w sierocińcu. - Ja pogadam z bratem. Wyjaśnię tą całą sytuację, może Pan być pewien i się nie martwić. Nie zawiodę.
-Mam nadzieję Alex. Jesteś dobra dziewczyna, masz bardzo dobre oceny w porownaniu do przeciętnych uczniów. Nie rozczaruj mnie. - Zakończył, a ja pokiwałam głową. - Dobrze, nie masz już co wracać na lekcje, i tak cię trochę zestresowałem. Możesz wrócić już do domu.
-Dziękuję panie dyrektorze. Do widzenia.
-Do widzenia Alex. - odpowiedział.
Wyszłam z gabinetu trochę zamyślona. Nie miałam pojęcia że mój brat tak sobie odpuszcza. John już nie chodzi do szkoły, ale myślałam zawsze, że daje dobry przykład nam obojgu. Cóż, Michael chyba jednak poszedł inną drogą. Gdy weszłam do domu, rzuciłam plecak w przedpokoju i poszłam zobaczyc czy mama śpi w swoim pokoju. Spała, a koło niej było kilka butelek po piwie i jedna po wódce. <Jak zawsze> pomyślałam,  a z mojego gardła wydobył się głośny dźwięk:
-MICHAEL! MICHAEL ZEJDŹ SZYBKO NA DÓŁ!!!!



_______________________________
O ja najgorszy jest początek. Tak już po 1 rozdziale miałam chwile zwątpienia, ale nie poddaję się. Rozdziały będą krótkie. Na pewno ten jest krótki bo mega ciężko mi się go pisalo, ale już jestem w połowie drugiego i chyba jest lepiej. Nie chce zdradzać Wam wszystkiego od razu.
Dziękuję za komentarze pod prologiem.
2 rozdział pojawi się, gdy tu znajdzie się 5 komentarzy!
Dziękuję Wam bardzo <3
Do zobaczenia :*