sobota, 30 czerwca 2012

Rozdizał 6

Szłam za nim. Z tego co się zorientowałam to szliśmy na przeciw huśtawki. Wreszcie przystanęliśmy przy jakimś drzewie.
- Poczekaj tu. - powiedział Justin i delikatnie mnie pocałował w policzek. Po chwili wrócił. - No chodź.
Poszliśmy co dziwne za drzewa, a tam pojawiła się drabinka.
- Yyyy... Justin?
- No proszę Cię wejdź. Ja będę szedł za tobą.
Weszłam po drabince. Wreszcie stanęłam na stabilnych deskach, które odgrywały chyba... taras. Justin mnie wyprzedził i otworzył drzwi.
- Panie przodem - uśmiechnął się zalotnie.
Przeszłam przez drzwi i to co zobaczyłam mnie zdziwiło. To był piękny drewniany domek na drzewie, który był urządzony jak normalny dom tylko troszkę mniejszy. Wszystko tu było dopasowane. Z tego co zdążyłam się zorientować to w stylu Justina, czyli dużo było tu elementów związanych z koszykówką. Była kanapa, półki, szafki a nawet dywanik i zasłonki na okna.
- Wow... Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Tu jest pięknie... - przyznam, że mnie zamurowało.
- Czekaj zaraz wrócę. Zapomniałem koszyka. Czuj się jak u ciebie - powiedział i wyszedł. Ja tym czasem wszystko obejrzała. Zdjęcia, w ramkach na półkach, kolekcję plakatów Justina i jego zabawki z dzieciństwa.
- No tak. Lubiłem się kiedyś bawić tym robotem. - ni stąd ni zowąd pojawił się Justin. Spojrzałam na robota i się uśmiechnęłam.
- Chodź, teraz pogadamy co? - złapał mnie za rękę i poszliśmy usiąść przy stoliku przy oknie. Zaczęliśmy ustawiać wszystkie smakołyki, a było ich mnóstwo! Od pizzy po owoce w czekoladzie. Zaczęliśmy rozmawiać. Jak normalni ludzie, jak gdybyśmy się znali od dawna. Ja mu powierzyłam moje tajemnice, a on mi swoje. To był cudowny wieczór.
- Kurczę Justin! Ale się zagadaliśmy! - powiedziałam zerkając na godzinę - Już 18! Choć zbieramy się.
- No dobra... - powiedział ze smutkiem w oczach.
- Ej co jest? - podeszłam do niego.
- To że to już jest koniec tego wieczoru.
- Daj spokój. Jutro masz koncert powinieneś być szczęśliwy.
- I będę. - powiedział łapiąc mnie za rękę. - Bo ty tam będziesz.
Zbliżył swoją głowę do mojej. Czułam na sobie jego ciepły oddech. Byliśmy coraz bliżej, aż wreszcie nasze usta zetknęły się w delikatnym pocałunku. Miał miękkie usta, dzięki którym czułam coś nie do opisania... Od razu serce mi przyspieszyło. Pocałunek był krótki, ale subtelny, romantyczny  z uczuciem.
- Chodź już Justin. - uśmiechnęłam się i wzięłam go za rękę. Zeszliśmy na dół. Od razu ruszyliśmy w stronę jego domu. Gdy byliśmy na miejscu zastaliśmy Kenny'ego siedzącego na fotelu ogrodowym popijającego jakiegoś shake'a.
- No na reszcie młodzieży! Myślałem że się na was nie doczekam! Musimy jechać później będą straszne korki!
- Kenny dlaczego nie zadzwoniłeś? - spytał z wyrzutem Justin.
- Ja nie dzwoniłem? - powiedział ze śmiechem ochroniarz. -  Popatrz na telefon! A gdy dzwoniłem słyszałem tylko ' Jeśli umiesz jeździć na rowerze nagraj wiadomość po sygnale. Jeśli nie umiesz...tez nagraj' - parsknęłam śmiechem. oboje się odwrócili w moją stronę.
- Przepraszam - powiedziałam ze śmiechem. - Justin sam to wymyślałeś?
- Taaak sam a coś jest nie tak? - na to wybuchłam jeszcze większym śmiechem.
- Nie nic. Jest fantastyczna ta twoja sekretarka .
- Dobra, ale moglibyśmy już jechać dzieciaki, bo się umówiłem wieczorem na jogging z Johnem.
Wsiedliśmy do samochodu, i ruszyliśmy w stronę mojego hotelu. Całą drogę przegadałam z Justinem. Wreszcie dojechaliśmy na miejsce.
- Do zobaczenia jutro Justin - powiedziałam i pocałowałam go delikatnie w usta. - 10 rząd miejsce 4.
- Paa mała - uśmiechnął się do mnie Justin i jeszcze raz się pocałowaliśmy tym razem dłużej.
- Dzieciaki czy wy aby nie przesadzacie? - spytał Kenny.
- Mam 18 lat! - krzyknął Justin.
- Nie wrzeszcz na mnie tak po pierwsze a po drugie nadal mam cię za dzieciaka Justin. - wyszczerzył się do mnie Kenny.
- Na razie! - krzyknęłam i wyszłam z samochodu. Stanęłam przed hotelem, aż wreszcie się odważyłam wejść.
-Dobry wieczór - przywitałam się z recepcjonistą i poszłam do siebie na górę. Bez zastanowienia weszłam do apartamentu.
- Jestem! - krzyknęłam.
- Scarlett! Jak długo Cię nie było! nie mogłaś powiedzieć? Martwiłam się o ciebie! Co ty tak długo robiłaś? - zaczęła wypytywać się Alyssa.
- Mówiłam już. Byłam u kolegi.
- Scarl... Czy ten kolega to jest może więcej niż kolega? - zapytała z chytrym uśmiechem Alyssa.
- Alyssa! Nie przesadzaj proszę! Gdzie Mike?
- W salonie.
Poszłam do salonu. Zobaczyłam chłopaka oglądającego kreskówki.
- Hej Mike - uśmiechnęłam się do niego i usiadłam na kanapie.
- Hej młoda. Co robiłaś przez ten długi czas?
- Czy ja mam wszystkim to powtarzać? Byłam u kolegi ze szkoły.
Akurat przechodziła koło nas Alyssa.
- I jak? Fajnie było? - zapytał a po chwili dodał ściszonym głosem - Scarl, takie kity to możesz wciskać Alyssie. Skazałaś mnie na dobę z jaraniem się Bieberem z Alyssą. Żądam wręcz wyjaśnień - uśmiechnął się chłopak.
- Spotkajmy się o pierwszej w nocy w salonie. Będziemy mogli spokojnie porozmawiać. - powiedziałam również szeptem po czym dodałam już normalnym głosem. - Jestem wyczerpana. Muszę się iść położyć. - i poszłam do swojego pokoju. Wiem, że to jest nie fair tak nic nie powiedzieć przyjaciółce, ale zrozumcie nie mogę.  To dla niej będzie szok, że ja znam Biebera. Mike raczej nie zareaguje na to jak fan, tylko mnie wysłucha. Zawsze najpierw z poważnymi sprawami przychodzę do Mike'a. Usiadłam na łóżku włączyłam MP4 i zaczęłam sluchać muzyki. I tak zeszło do pierwszej godziny. Wyszłam cichutko do salonu. Mike już czekał. Usiadłam na przeciwko niego.
- No więc? Jak to było?
Zaczęłam mu wszystko opowiadać o początku. Czyli od tego jak poznałam Biebera. Potem dorzuciłam jeszcze moje mieszane uczucia, jego wyznanie, i dwa pocałunki. Powiedziałam jeszcze, że chyba jestem zakochana.
- Scarl, tak się cieszę - powiedział, po czym mnie przytulił.
- Mike, ale ja nie wiem czy dobrze robię.
- A jak ci mówi serducho? Rób wszystko według niego. Za 3 tygodnie wyjeżdżamy i niektórych rzeczy możesz żałować, ale też jak wrócimy do Polski, możesz żałować, że nic nie zrobiłaś. Cieszę się z twojego szczęścia i myślę, że powinnaś wykorzystać tą szansę.
- Oh Mike... - i jak zwykle wybuchnęłam płaczem. Ty razem ze szczęścia.  - Dziękuję ci, że jesteś. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.
- Scarlett przestań się mazać. - uścisnął mnie najmocniej jak umiał. - A Alyssą się nie przejmuj. Zrozumie zobaczysz - uśmiechnął się do mnie.
- Późno już Mike. Chodź spać - powiedziałam i poszłam w stronę swojego pokoju. - Dobranoc.
- Dobranoc Scarl.
Cieszę się, że mam takiego Mike'a. On zawsze mi pomoże nie zależnie od sytuacji. Byłam zmęczona więc poszłam się umyć i położyłam się do łóżka. Jutro koncert. Oby mu dobrze wyszedł. Poczułam wibrację pod poduszką. Kto? Justin. " Dobranoc kochanie  ♥ " . Szybko mu odpisałam i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
                                                                        ***
Obudziłam się koło godziny 10. A właściwie to Alyssa mnie obudziła.
- Scarlett! Wstawaj! Dzisiaj koncert! Trzeba wszystko przygotować! W co my się ubierzemy?! No wstawiaj! - i wyleciała z pokoju jak gdyby nigdy nic. Zwlekłam się z łóżka chociaż mi się nie chciało jak nie wiem co. Poszłam do łazienki i wzięłam poranny prysznic oraz umyłam zęby. Wysuszyłam włosy, ubrałam się i poszłam zrobić śniadanie. Gdy wszystko już przygotowałam przyszedł Mike, a zaraz za nim Alyssa.
- Hej wszystkim. Jak tam minęła nocka? - zapytałam z dobrym humorem.
- A dziękuję Scarl. - odparła Alyssa. - A co ty taka dzisiaj wesoła co?
- O tak po prostu. O której wyjeżdżamy?
- O 18 i akurat będziemy tam będziemy na 19. A o 19.30 jest koncert.
- No to ja dzisiaj planuję się troszkę polenić na balkonie i poczytać książkę. - powiedziałam i zerknęłam na Mike'a.- Mike? Dobrze się czujesz?
Podniósł głowę znad stołu.
- Coo? A tak.. Ja chyba jeszcze pójdę się przespać.. - powiedział, po czym wstał i powędrował do swojego pokoju.
                                                                ***
Po upalnym dniu, nadeszła godzina przeznaczona na szykowanie się. wiedziałam, że Justin będzie mnie widział, dlatego chciałam coś założyć wyjątkowego, ale też takiego co by nie rzuciło uwagi Alyssy, że mi 'zależy'. Dlatego wybrałam granatowe rurki i siwą bluzkę z Lisą z Simpsonów. Do tego założyłam moje wayfarery, i trampki z flagą USA. Rozpuściłam włosy i zrobiłam delikatny makijaż. O 18 byłam już gotowa.
- To jak? Zbieramy się? - powiedziała Alyssa. Wzięłam swoją torebkę i wyszłam na korytarz. Czekałyśmy na Mikea, który zamykał apartament i wyszliśmy na zewnątrz, gdzie czekała już taksówka. Po długiej jeździe, dojechaliśmy na miejsce. była godzina 19.05 a słońce nadal świeciło. Weszliśmy na stadion i usiedliśmy na swoich miejscach. Zajęliśmy się sobą przez te 25 minut, przy piosenkach zadawanych przez DJ. Wreszcie coś zaczęło się dziać. Zaciemniono scenę i puszczono gęsty dym. Obserwowałam wszystko dokładnie. Nie mogłam się doczekać kiedy zobaczę Justina. Wreszcie dym opadł, a na scenie pojawił się Justin. Zaczął tańczyć do dźwięku piosenki Baby. Mimo że jest to trasa Believe to śpiewał również piosenki z My World. Zaczął śpiewać. Zdjął swoje okulary a jego wzrok powędrował na wysokość 10 rzędu. Nagle nasze spojrzenia się spotkały. Uśmiechnął się do mnie i patrzył przez jakieś  2 minuty. Spojrzałam na Alyssę. Bawiła się w najlepsze. Mike natomiast wyrażał mniej entuzjazmu. Po Baby przyszedł czas na Boyfriend. Na słowa "Girfriend, girlfriend, you can by my girlfriend" znowu się spojrzał na mnie. A może to tylko wytwór mojej wyobraźni. Nagle zabrzmiała "One less lonely girl." Justin powiedział coś do dwóch tancerzy, którzy zeszli ze sceny i powędrowali na publiczność tanecznym krokiem. Ku moim przerażeniu szli ku 10 rzędowi.
______________
Rozdział taki sobie. Końcówka nie wyszła wgl. Nie podoba mi się.
Kolejny rozdział:
4 KOMENTARZE.
Mam nadzieję że się uda ; )
Przyjmuję krytykę.
@viktoriaa_m

środa, 27 czerwca 2012

Rozdział 5

Na początku chcę powiedzieć, że jeśli chcesz być powiadamianym o nowych rozdziałach bloga napisz w komentarzu jakiś kontakt czyli np. twitter, email, gg, ; )
_______________________
Obudziłam się w jakimś dużym pokoju, który zupełnie nie przypominał mi mojego hotelu. Poczułam jakiś ładny zapach, który przypominał mi śniadanie, które zawsze robiła mi babcia, gdy u niej nocowałam. Odwróciłam głowę i zobaczyłam... Biebera? Zaraz... Ja nocuję w domu Biebera... Cholera! Myślałam, że to tylko sen, a to jest jak najbardziej rzeczywistość... Znów do mnie powróciły wątpliwości. Co ja takiego wczoraj narobiłam? Może byłam tylko zszokowana reakcją na widok sławnej osoby. Na pewno tak. Nie ma innej opcji. Dzisiaj wracam do Alyssy i Mikea i udaję, że nic się  nie stało. Ale co tu udawać? Przecież nic się nie stało! Krzyknęłam do siebie w myśli. Ja tylko go trzymałam za rękę co chyba nie jest przestępstwem. Albo jest. Co ja najlepszego narobiłam.
- Dzień dobry Scarlett. - moje rozmyślenia przerwał Justin z uśmiechem na twarzy. - To co dzisiaj robimy?
- My? Chyba ty. Ja dzisiaj wracam do moich przyjaciół i zamierzam spędzić z nimi wolny czas. - odpowiedziałam. Wiem, że nie byłam za miła, ale tylko w ten sposób mogłam siebie uchronić od uczucia, które pewnie potem złamałoby mi serce. Już raz to przeżyłam. Nie chcę kolejny. Teraz pewnie się zastanawiacie co się kiedyś wydarzyło? No więc kiedyś mieszkałam w Australii. Tam miałam przyjaciela, z którym łączyło mnie chyba coś więcej niż przyjaźń. Na imię mu było Will. Ale mama znalazła pracę w USA i to był koniec. Nie chciałam tego powtórzyć drugi raz. Bieber mieszka również w USA ale na drugim końsu kraju! Nie o czym ja wgl mówię!
- Taak, ale chyba cię nie pocieszę. Wrócisz dopiero wieczorem.
- Coo? - wykrzyknęłam.
- Kenny musiał coś załatwić ze Scottem, wróci wieczorem. Przepraszam, ale tym razem to nie moja wina. - uśmiechnął się do mnie.
- No to wezmę autobus. - ja nie widziałam żadnego problemu w tej sytuacji.
- Chyba nie myślisz, że puszczę cię samą! - powiedział. - Mam pomysł. Znam niedaleko fajne miejsce. Zabiorę cię dzisiaj tam na cały dzień. Wieczorem wrócimy i odwiozę cię do domu. Układ stoi? - nie miałam wyjścia. A może chciałam z nim spędzić te kilka chwil i zobaczyć jaki jest naprawdę.
- No dobra. Może tak być.
- No to teraz zjedz śniadanie. - uśmiechnął i podał mi tacę. - Ja teraz pójdę się ogarnąć i za godzinkę po ciebie przyjdę dobra?
- Traktujesz mnie jak jakąś niemotę. Możemy się spotkać na jakimś korytarzu. - powiedziałam
- Tak mała jest jeden problem. Ty nigdy w tym domu nie byłaś, i nawet nie wiesz gdzie są drzwi wejściowe - wyszczerzył się do mnie. Wstał z fotela i podszedł do drzwi.
- Za godzinę się spotkamy. - mrugnął do mnie i się uśmiechnął najładniej jak potrafił. Po chwili wyszedł z pokoju. Opadłam na łóżko nie wiedząc o tym co myśleć. Dziwna ta sytuacja fakt. Ale na co ja w ogóle liczę. Pewnie jestem kolejną zabawką. Po chwili przypomniałam sobie, że są praktycznie wakacje. Dobra. Jeśli on się bawi ze mną ja się zabawię z nim - pomyślałam i się uśmiechnęłam sama do siebie. Zjadłam śniadanie, ubrałam się, spakowałam wszystko co moje do torebki i czekałam na Biebera. Dwie minuty potem pojawił się w drzwiach.
- Gotowa? - spytał.
- Jasne. - uśmiechnęłam się. Dobra. Czas działania. Cel? Uwieść. Ale czy ja w tym nie będę ofiarą? Czas pokaże.
- No to chodźmy. - i poszedł pierwszy. Wyszliśmy na zewnątrz. Wtedy zauważyłam, zę trzyma kosz piknikowy.
- Mamy mieć zamiar piknik?
- Powiedzmy.  - uśmiechnął się pod nosem. - No chodź już.
- Dobra Justin. Ale ja nadal nic o tobie nie wiem. - powiedziałam od razu gdy zaczęliśmy nasz spacer. - Jesteś super gwiazdą, ale to mi nie wystarcza. Mam wrażenie, że Bieber jest tylko przykrywką Justina. Powiedz mi coś o sobie.
Spojrzał w bok ale zaczął mówić.
- Jak już wiem nie jesteś moją fanką, także pewnie nie wiesz jakie miałem życie. Urodziłem się jak moja mama miała zaledwie 18 lat, a mój ojciec od nas odszedł. Mama musiała mnie sama wychować. To jest trudne zadanie moim zdaniem szczególnie jeśli nie ma się oparcia w tej drugiej osobie. Na szczęście mieszkaliśmy z dziadkami. To im zawdzięczam moje dzieciństwo, a dziadka traktowałem niemal jak ojca. Może ja z tego mało co pamiętam, ale mamy w domu filmiki z czasów kiedy byłem małym berbeciem. Wystukiwałem rytm na czym popadnie, gdziekolwiek byłem. Wystąpiłem nawet na kilku koncertach zespołu, z którym kolegowała się moja mama. I tak się to wszystko zaczęło. Zaczęliśmy wrzucać filmiki do sieci tylko po to, aby moja rodzina zobaczyła. No ale wyszperał je Scotter no i podpisałem kontrakt i oto jestem. Ale ja już czasami mam dość. Wszędzie tylko fani. Kocham ich całym sercem ale czasami mam dość kiedy wrzeszczą ciągle ' AAAAA! JUSTIN BIEBER!!!! AAAA!!!! ' i nie mogą wydusić żadnego słowa. Dodają mi otuchy, ale z żadnym fanem nie rozmawiałem dłużej, bo jeszcze nikt nie wytrzymał aby przez pięć minut nie uronić jakiejś łzy. Do tego dochodzi telewizja, wywiady... Ja chciałbym odpocząć. Pogadać z kimś kto mnie zrozumie. Kiedy zepsułem ci bluzkę, pomyślałem sobie, że zaraz zaczniesz wrzeszczeć, ale gdy tego nie zrobiłaś zrozumiałem, że możesz być fanką, która daje z siebie wszystko, ale szanuje moją prywatność. Później dowiedziałem się, że nie jesteś fanką , co było dla mnie jeszcze większym szokiem. Pomyślałem sobie, że zaraz będziesz mi wytykać moje błędy hejtować. Tak naprawdę jesteś kimś innym, jesteś inna niż wszyscy. jedyna w swoim rodzaju można tak to powiedzieć. Nadal cię nie znam, ale jeśli być chciała... Chciałbym cię poznać... - te trzy ostatnie słowa powiedział rumieniąc się, spojrzałam się  na niego a on odwrócił wzrok w inną stronę. To dziwne, ale uwierzyłam mu. Nie wiem czy powinnam, ale ta historia mnie przekonała. Nigdy nie wiedziałam, że gwiazdy mają aż tak trudno, ale wczoraj się przekonałam.
-Justin... - zaczęłam - ja też bym chciała cię lepiej poznać.
Teraz to ja się zarumieniłam. Nim się spostrzegłam, byliśmy na miejscu. Było to jeziorko, wokół którego rosły duże drzewa, które dawały cień, a na jednym z nich była huśtawka. Co prawda była to zwykła opona, ale właśnie takie huśtawki są najlepsze. Zaraz podbiegłam do niej i zaczęłam się bujać. Od razu przypomniały mi się dni w Australii,. Jak byłam mała codziennie chodziłam z mamą na plac zabaw. Wtedy kiedy jeszcze mama nie była zapracowana...
- Justin! - krzyknęłam. - Justin! Co tu robi ta huśtawka?
- Widzę, że mnie przejrzałaś - uśmiechnął się. - jak byłem mały przyjeżdżałem tu do babci. To znowu długa historia, ale mama pozwoliła mi się kontaktować z rodzicami taty, więc byłem tu praktycznie co wakacje. Zawsze tu przychodziłem. Uwielbiałem ją. To był mój taki kącik tylko i wyłącznie dla mnie. Do tej pory lubię sobie usiąść na chwilę i nie mieć problemów, jak takie beztroskie dziecko w przedszkolu. - uśmiechnął się na samą myśl o wspomnieniu.
- Ja też. Uwielbiam huśtawki. Jak byłam mała też uwielbiałam się huśtać, bawić się z  mamą na placu zabaw, robić babki z piasku... Teraz nigdy nie będzie tak jak dawniej.
- A jak było dawniej? - spytał. Opowiedziałam mu całą historię od początku. Oczywiście jak to mi poleciały łzy. Szybko  do mnie podszedł i mnie przytulił. Nie chcę już tego ukrywać. Chyba się zakochałam. Jest inny niż myślałam. Inny niż te gwiazdy. Bez zastanowienia wtuliłam się w jego ramię.
- Przepraszam... jaa.. ja nie powinnam - i jeszcze bardziej się rozpłakałam.
- Cii.. mała... - i starł moje łzy z policzków. - Choć pokażę Ci coś - uśmiechnął się  i wziął mnie za rękę. Nie miałam pojęcia co na mnie czeka. Byłam bardzo ciekawa, ale i szczęśliwa, że Justin wie czego teraz potrzebuję. Pocieszenia.
________________
Kolejny rozdział za nami :D Jeśli się podoba komentujcie :D Następny rozdział dodam gdy będzie MINIMUM 5 komentarzy :D
@viktoriaa_m

niedziela, 24 czerwca 2012

Rozdział 4

Spojrzałam na niego i na chwilkę otworzyłam usta ze zdziwienia, ale zaraz je zamknęłam, bo raczej tak nie wypada. On przyglądał się mojej reakcji.
- Sorry, jaa... - zaczęłam się jąkać.
- Czyli już mnie poznałaś. Błagam nie zacznij teraz piszczeć, bo ktoś powiadomi paparazzich, że tu jestem, a tego nie chcę. Mam świadomość, że jesteś zdziwiona, ale na kawę się zgodziłaś - i uśmiechnął się zalotnie.
- No tak... Zgodziłam się, ale..
- Nie ma żadnego ale.- założył z powrotem swoje okulary. - Chcesz się przejść, czy może wolisz pojechać samochodem?
- Możemy się przejść, tu blisko widziałam kawiarnię.
- No to chodźmy. - uśmiechnął się i ruszył w przeze mnie wskazanym kierunku. Ruszyłam za nim. W mojej głowie działy się niestworzone rzeczy. Z tego co sobie poukładałam, dowiedziałam się, że Justin Bieber chce ze mną iść na kawę mimo tego, że jestem zwykłą dziewczyną ,a nie żadną tam gwiazdą. Ale zaraz pojawiła mi się myśl w mojej głowie. "No tak. To w ramach rekompensaty za koszulkę".
- Ale czekaj. - powiedziałam.- Jeśli nie chcesz nie musimy iść. Mogę sobie spokojnie odejść i udam, że się nic nie stało.
- Ej zaraz. To ja cię zaprosiłem na kawę, więc chyba nie ma problemu nie? - przystanął i poczekał na mnie. Ruszyłam w jego stronę lekko się uśmiechając. Odwzajemnił uśmiech. Po jakiś 10 minutach doszliśmy. Weszliśmy do środka i usiedliśmy przy stoliku, na samym końcu jasnej sali. Tak się składa, że przy stoliku była cała ściana ze szkła.
- A więc mieszkasz tu? - spytał się Bieber.
- Nie zupełnie. To znaczy nie. - odpowiedziałam cała zmieszana - Mieszkam w Californii a dokładnie w Bakersfield.
- A więc jesteś z USA tak jak ja - uśmiechnął się. - Więc pewnie przyjechałaś na wakacje?
I w tym momencie właśnie podszedł kelner.
- Co podać?
- Dwie Capuccino i dwa kawałki szarlotki. - powiedział chłopak.
- Coś jeszcze?
- Nie dziękujemy. - kelner oddalił się od stolika. - Ale czekaj. Z tego co się orientuję to w USA jest jeszcze rok szkolny, więc teoretycznie nie przyjechałaś tu na wakacje... - zamyślił się.
- Nie nie przyjechałam - i uśmiechnęłam się, bo strasznie mi się spodobała mina myślącego Justina.
- A więc? - wyszczerzył się w uśmiechu.
- Przyjechałam na koncert a dokładnie na twój koncert. - Mina Biebera była niesamowita. Zszokował się nieźle chłopak, na co ja wybuchnęłam śmiechem.
- Ale jak mnie zobaczyłaś nie wyglądałaś na fankę. - powiedział zmieszany.
- Bo nie jestem - uśmiechnęłam się szeroko. - Moja koleżanka jest, zdobyła bilety, co prawda daleko od sceny ale są. Zgarnęła mnie i kolegę no i jesteśmy.
- Wow. No nie spodziewałem się. To już rozumiem dlaczego się nie darłaś jak inne. - Spojrzał się na mnie i przyglądał się przez jakieś dobre 2 minuty.
- Coś jest nie tak? - spytałam się speszona
-Nie, nie wszystko w porządku. Po prostu takich oczu jak ty masz jeszcze nie widziałem. Są takie przejrzyste i piękne... - byłam zszokowana, ale szok minął jak zobaczyłam czerwonego ze wstydu Justina.
- Przepraszam, nie powinienem, poza tym nawet nie znam twojego imienia. - zmieszał się.
- Jestem Scarlett. Ale możesz mówić na mnie Scarl. - podałam mu rękę, którą uścisnął.
- Justin jestem - uśmiechnął się. Takiego uśmiechu u niego jeszcze nie widziałam.
- Proszę o to państwa zamówienie - znów podszedł kelner i postawił przed nami pięknie wyglądającą kawę i ciacha.
- Dzięki. - odpowiedziałam. Wzięłam kawę w rękę, i napisał się łyka, gdy coś mi mignęło przed oczami. Był dzień, a więc nie mogłaby to być jasna błyskawica. Spojrzałam w stronę okna i zobaczyłam faceta z aparatem.
- Justin... - powiedziałam powoli. Spojrzał się w tym kierunku co ja.
- Odwróć głowę. Patrz się na mnie i udawaj, że ze mną rozmawiasz. - zrobiłam co mi kazał. On w tym czasie wyjął portfel i położył na stoliku pieniądze za kawę i szarlotkę. Założył kaptur i swoje wayfarery.
- Załóż okulary, i choć wychodzimy stąd. Za rogiem Kenny zaparkował, pójdziemy tam wolno jak gdyby nigdy nic. 50% prawdopodobieństwa, że zostaniemy wzięci, za normalnych ludzi. - Justin patrzył w stronę fotografa. Wykorzystując jego nie uwagę wstał, a ja za nim. Gdy tylko wyszliśmy z kawiarenki, poczułam na swojej dłoni ciepły uścisk. Spojrzałam się i zobaczyłam rękę Justina na mojej. Ogarnęło mnie takie ciepło.
- Przepraszam, ale w ten sposób może się udać. - powiedział i uśmiechnął się pod nosem, czego ja imałam nie zauważyć. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Nim się spostrzegłam, dotarliśmy do czarnego samochodu. Otworzył przede mną tylne drzwi. Wsiadłam do samochodu, a on zrobił to zaraz za mną. Wtedy zdjął okulary.
- Oni tak zawsze. Przepraszam. Ale i tak wybierzemy się kiedyś na cappucino. Do kiedy zostajesz?
- Będę to jakieś 3 tygodnie. - odparłam z uśmiechem.
- To się dobrze składa . Pójdziemy jeszcze zobaczysz. - wyszczerzył się Justin. W sumie nie jestem nadal jego fanką, ale dobrze mi się z nim gada. Na razie. Wiadomo pierwsze wrażenie. Ale co jeśli on jest inny? Ale wgl. o czym ja mówię. I co z tego że jest inny i tak go nigdy nie spotkam. Koncert i do widzenia pewnie o tej kawie zapomni. A więc na razie będę się zachowywać tak jakby mnie już nigdy nie zobaczył. Ale fajnie byłoby tak go jeszcze lepiej poznać. Moje rozmyślenia przerwał facet o imieniu z tego co orientuję Kenny.
- Cholera! - wykrzyknął. Justin obrócił się do tyłu.
- Mamy ogon. - powiedział. - Kenny wiesz gdzie jechać.
- Jasne.  - przyspieszyliśmy ostro.
- Przepraszam...? Czy ja mogę się dowiedzieć co się tu dzieje? - spytałam zirytowana. W tym samym momencie dojechały do tamtego samochodu kolejne dwa.
- To co widzisz. Żyć na m nie dają. Przepraszam, ale jeśli chcesz, żeby nie było plotek musisz z nami pojechać i dzisiaj nie wrócisz na noc do swojego hotelu. Kenny wie co robi.  - spojrzałam się na niego ze strachem. Ujął moją twarz w dłonie i wyszeptał.
- Hej, Scarl... Zaufaj mi proszę. - zrezygnowana oparłam się o siedzenie. Wyjęłam z kieszeni telefon. 6 połączeń nieodebranych. Oddzwoniłam szybko do Alyssy.
- Hej Al. - zaczęłam, ale nie dała mi dojść do słowa. - Proszę Cię uspokój się. Daj mi coś powiedzieć!  - spojrzałam na Justina, który przecząco pokiwał głową. Czyli miałam skłamać albo coś wymyślić. Ale w sumie to ma sens. Alyssa wtedy nie będzie wariowała, że nie zna Justina.
- Przepraszam Cię, wiem, że to głupie, ale dzisiaj spędzę noc osobno okey? Spotkałam znajomego jeszcze ze szkoły i po prostu nie chciałam Was martwić. Jutro będę na miejscu obiecuję i przepraszam. Nic mi nie jest. Tak Alyssa, jestem bezpieczna. Też Cię kocham. Buźka!
Justin przysłuchiwał się rozmowie. Byłam na niego trochę zła, ale co on na to poradzi, że biega za nim tłum reporterów?
- Scarlett przepraszam. Nie powinienem. To przeze mnie. Spotkałem cię dzisiaj i już nawaliłem. I to dwa razy. Im bardziej się staram, tym bardziej źle wychodzi. - zmieszał się i oparł się o siedzenie zamykając oczy. Złapałam jego rękę, którą miał na siedzeniu.
- Justin naprawdę nic się nie stało. to nie twoja wina. - Otworzył oczy i splótł nasze palce. Wiem, że będę tego żałowała, ale to jest silniejsze ode mnie. Może będzie dobrze. Zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć. Prawie mi się to udało, gdy usłyszałam szepty przy moim uchu. Nie otwierając oczu wsłuchałam się.
- Scarl, wiem, że to za wcześnie, ale jak Cię zobaczyłem, to coś we mnie się ruszyło. Jesteś inna niż wszyscy. - I w tym momencie poczułam na moim policzku jego usta. Dobrze powiedział za wcześnie. Ścisnął moją rękę mocniej, a ja odwzajemniłam uścisk. I nagle przestałam myśleć. Weszłam do krainy snów.

____________
Rozdział wydaje mi się , że długi. Nie wiem, czy wam się spodoba. Pisałam go dzisiaj, i wgl. nie czytałam, go drugi raz, więc przepraszam z góry za błędy, czy powtórzenia. Mam nadzieję że się spodoba. Proszę o komentarze i dziękuję za poprzednie. Jak na razie będę pisać bloga, dla tej garstki osób co je czyta. A więc miłej lektury ; )
@viktoriaa_m

środa, 13 czerwca 2012

Rozdział 3

O cholera. Świetnie. Mama zaraz w domu a ja jeszcze nie wiem czy Alyssa po mnie przyjedzie... Co miałam zrobić? Teraz już nic się nie dało.
-Scarlett nie martw się zaraz przyjadą.
- Tato, a co będzie jak wyjadę? Mama będzie zła, będzie sama z tobą, ty mi pozwoliłeś, przecież będzie się darła jak nie wiem co.
- Nie przejmuj się mną. Ja sobie poradzę. Zresztą ja jutro też wyjeżdżam.
Spojrzałam się pytająco na tatę.
- No co? James zaprosił mnie do siebie. Wybudował sobie dom i będzie to męski wieczór. Rozumiesz, mecze i tak dalej. - a tak... nasz wujek James.. Nie wiem dlaczego, ale ja naprawdę wolałam rodzinę ze strony taty.
- O Scarlett, szybko przyjechali!
Wybiegłam przed dom, a za mną wybiegł tata z moim bagażem.
- Scarlett! Tata mi wszystko opowiedział, wsiadaj, bo mijaliśmy się z twoją mamą, będzie tu za jakieś 2 minuty!
Szybko podbiegłam do taty. Przytuliłam się do niego, a z oczu poleciały mi pojedyncze łzy.
- Kocham Cię tato.
- Ja ciebie też słonko.
- Dziękuję. Jesteś najlepszym tatą na świecie!
W tym momencie zza rogu wyjechał samochód mamy. Szybko wsiadłam do samochodu.
- Powodzenia tato! Kocham Cię! Uważaj na siebie!
W odpowiedzi zobaczyłam tylko machającą mi rękę. Od razu przyspieszyliśmy. Mama jeszcze nie widziała, co zrobiłam w rzeczywistości. Mimo to, że była jaka była i tak ją kochałam. miałam lekkie wyrzuty sumienia, które przeszły z następnym opowiedzianym kawałem przez pana Webera. W końcu dojechaliśmy na lotnisko. Po odprawie nareszcie byliśmy w samolocie. Nie była to pierwsza klasa, ale i tak było dobrze. W końcu usnęłam.

-Scarlett? Dolecieliśmy. Wstawaj - powiedział z uśmiechem Mike. Odwzajemniłam uśmiech i przeciągnęłam się na fotelu. Wreszcie stanęłam na stałym lądzie. Od razu zabrało mi dech w piersiach. Jasne dużo słyszałam o Paryżu, ale teraz wiem, że tego nie da się opisać.
- Prawda, że pięknie?
Odwróciłam się i zobaczyłam za sobą Mikea.
- Jasne.. - szepnęłam. Mike nie był jednym z tych bydlaków. Traktował dziewczynę tak jak było trzeba. Pewnie myślicie że Mike to ala Oliver z Hannah Montana. Niee. Mike jest bardzo przystojny a laski lecą na niego jak nie wiem co.Problem w tym, że znalazł już swoją prawdziwą miłość, lecz dziewczyna, którą kochał... albo właściwie kocha, zdradziła go na jego oczach. Obściskiwała się z  kapitanem koszykówki z naszej szkoły. Nie dziwię się Mikeowi.
- Mike nie przejmuj się. Kiedyś oboje znajdziemy swoje drugie połówki. - I uściskałam go mocno. Tylko Alyssa miała chłopaka, który kochał ją jak nikt inny. Tej to dobrze. Ale my z Mikem mamy nadal nadzieję na coś niespotykanego.
- Ludzie, dlaczego się tak zamulacie? Patrzcie taksówka czeka! - ruszyliśmy za Alyssą, która szła widocznie bardzo podekscytowana. Wsiedlismy do taksówki i ruszyliśmy przy okazji zwiedzając zza szyby samochodu miasto miłości.
- Heej, to nasz hotel... - powiedziała wolno Al. Jak  na komendę odwróciliśmy głowy z Mikem. To co zobaczyłam zszokowało mnie. Hotel był tak ogromny i z wierzchu wyglądał jak zamek. Był przepiękny. Weszliśmy do środka. W tym momencie przyszedł sms. Zerknęłam na wyświetlacz. "Mama". Otworzyłam sms'a. "Nawet nie wiesz, co zrobiłaś. Pożałujesz jak wrócisz do domu. Nie tak cię wychowałam." . No to i tak, że wysłała sms'a a nie zadzwoniła. Wrzuciłam telefon do kieszeni i zerknęłam na wnętrze. Jak z bajki. Nie mogłam inaczej tego opisać. Zameldowaliśmy się i poszliśmy do swoich pokoi. To znaczy mieliśmy jeden apartament, ale wyglądał jak domek. miał 4 pokoje, 2 salony, 2 łazienki, saunę, kuchnię i garderobę wielką jak 2 pokoje. Było pięknie. Wszystko stylowe, ładne, dokładne. Jak dom dla nastolatków, ale jednocześnie takie przestronne i dokładne. Podobało mi się tam. Weszłam do swojego pokoju i od razu usiadłam na kanapie. Mimo, że to był pokój był wielkości salonu ze wszelkimi luksusami, więc wyobraźcie sobie salon! Rozpakowałam swoje rzeczy, przebrałam się w shorty i bokserkę, bo tu było bardzo ciepło. Rozpuściłam włosy, założyłam trampki, na nos założyłam moje okulary pilotki i wzięłam słuchawki do telefonu.
- Chodźcie na miasto! Nie ma czasu to stracenia! - i wyszczerzyłam się w uśmiechu do przyjaciół. Ci od razu przystali na moją propozycję. Zamknęliśmy dom i wyszliśmy na zewnątrz. Była śliczna pogoda. Słońce świeciło, lekki wietrzyk... poezja. Poszliśmy najpierw do parku na lody, a następnie poszliśmy do galerii. Była ogromna. Al uparła się żeby zwiedzić galerię sztuki która była obok, ale ja po jakimś czasie odłączyłam od nich.Umówiliśmy się w parku za 2 godziny. Poszłam więc na uliczny targ, który był bardziej jak sklep a nie jak nasze targi. Zdziwiłam się, ale też byłam zachwycona. Szłam wolno rozkoszując się chwilą, kiedy nagle poczułam jakieś szarpnięcie z tyłu koszulki. Nie dodałam że tył był siateczkowany po części. Odwróciłam się gwałtownie w stronę obcego, który... próbował rozplątać z mojej koszuli suwak... ?
- Cholera jasna to moja ulubiona bluzka! - krzyknęłam na tamtego.
- Przepraszam, nie zauważyłem kiedy się wplątał, to moja wina..
- Tak to twoja wina! Przez ciebie straciłam moją koszulkę!
- Przepraszam jeszcze raz. Choć kupię ci nową. - Zdjęłam okulary i popatrzyłam się na nieznajomego.
- Ale ja nie chcę nowej koszulki. Ja chcę moją. - Wiem, że zachowywałam się jak dziecko ale ja ją kochałam. Patrzył się na mnie przez chwilę.
- To może dasz się zaprosić na kawę? - spytał. W sumie to był nawet okey. Czemu nie są wakacje.
- W sumie to nawet chętnie. - wtedy zdjął swoje okulary i zdałam sobie sprawę kim jest naprawdę.
---------------------
No to tak. Przepraszam, wiem że miałam dodać wcześniej ale nie wyrobiłam xD Rozdział jest dłuższy, chociaż końcówka nie wyszła mi tak jak chciałam. Mam nadzieję że się spodoba no i proszę o komentarze. muszę wiedzieć czy jest sens dalej pisać, i czy ktoś to czyta. I dziękuję za poprzednie! :D


piątek, 8 czerwca 2012

Rozdział 02

Zaszłam powoli na dół. Szłam jak na rzeź. Nie wiem co było gorsze. To że nie pojadę z Alyssą mimo, że jej obiecałam, czy wrzask mamy, że nawet nie ostrzegłam ją że wyjeżdżam do Paryża.Nie myliłam się. Mama była w podłym nastroju.

- Scarlett,co ty sobie w ogóle wyobrażałaś co? Że co? Pojedziesz i nam nic nie powiesz? Jest prawie koniec roku musisz poprawiać sprawdziany a ty sobie chcesz wyjechać do Europy? To jest do ciebie nie podobne! Nie tak cię wychowałam! Powinnaś nam powiedzieć, ale oczywiście...
- Ale mamo ja nawet o tym nie wiedziałam! Dowiedziałam się dzisiaj nad ranem nie musisz na mnie za to wrzeszczeć! - wykrzyknęłam jej prosto w twarz.
- Scarlett Izabello Smith! Nie wiem czy sobie to uświadomiłaś, ale właśnie nawrzeszczałaś na swoją matkę! Nigdzie nie pojedziesz! Pani Weber do mnie dzwoniła i mimo że macie już wszystko załatwione nie jedziesz! Koniec! Kropka! - no super. Alyssa mnie zabije.
- Monico, skarbie, czy ty aby nie przesadzasz? Nie pamiętasz swojej młodości jak na rynku muzycznym panowała Abba albo Queen? Czy ty nie chciałaś jeździć na koncerty? Sama się wymknęł... - tata nie zdąrzyl dokończyć bo mama przerwała mu z wrzaskiem.
- Dość! Ja to co innego, zresztą nie będę rozmawiać na ten temat! Wychodzę, a jak wrócę i nie będzie Scarlett to oboje pożałujecie swojej decyzji! - zaraz.. co tata chciał powiedzieć? Że co? Że mama wymknęła się z domu przed dziadkami? Zerknęłam pytająco na tatę, a on wyszczerzył swoje zęby w uśmiechu. Wiem to dziwne, ale ja naprawdę mam o niebo lepsze stosunki ze swoim tatą niż z mamą. Czasami się dziwię dlaczego tata poprosił mamę o rękę...
- Scarl - przerwał mi w zamyśleniach tata - jeśli chcesz jechać to leć się pakuj.
- Ale co? Jak..? Przecież mama nie...
- Mama nie musi o tym wiedzieć. Nawrzeszczała na panią Weber, ale zaraz tam zadzwonię i powiem że jedziesz. Mama jak przyjedzie będzie zdziwiona i da ci na pewno szlaban, ale drugiej takiej okazji mieć nie będziesz. A więc ruszaj się!


Pobiegłam na górę, wyciągnęłam walizkę i zaczęłam się pakować. Tak wiem, teraz uznacie mnie za kogoś kto kocha Biebera, ale tak nie jest. Robię to tylko dla Alyssy, ale do Biebera nic nie mam. Nie jestem hejterką. Spakowałam wszystko co mi było potrzebne, a także bagaż podręczny i ruszyłam na dół. W ostatniej chwili przypomniałam sobie o słuchawkach do telefonu. Nie wiem co bym bez nich zrobiła! Nagle rozdzwonił się mój telefon. Szybko odebrałam.
-Cześć Mike jak tam?
- Scarl? Jedziesz? Powiedz, że jedziesz nie chcę spędzić 3 tygodni z samą Alyssą. Będzie faza...
- Mike uspokój się. Jadę. W tajemnicy przed mamą, ale jadę.
- Naprawdę? Super! No to do zobaczenia!
I się rozłączył. Biedny Mike... Muszę go jakoś wesprzeć... Zeszłam na dół i zobaczyłam denerwującego się tatę.
- Tato co jest? - spytałam niepewnie.
- Mama będzie za 10 minut... Skrócił jej się trening...

_________
No to jesteśmy za 2 rozdziałem! W ogóle to początkowa wersja była, że rodzice jej pozwolili jechać. Ale uznałam że będzie za nudno. Drugą opcją była ucieczka Scarlett. Ale sobie darowałam, bo byłaby to kolejna ta sama historyjka. Obecnie przystałam na tą wersję, bo nieźle się namiesza w ich rodzinie... Tak mi się przynajmniej wydaje xD
Tak więc uważam że jest dziwne ale niech będzie xd Zapraszam do komentowania! ;D