Cześć! Dziękuję za wszystkie komentarze i pozytywne słowa!
Zapraszam do komentowania. Następny rozdział, gdy pod postem będzie 12 komentarzy. Dacie radę? Dacie!
Chcesz być na bieżąco z rozdziałami? Daj mi znać!
Miłego czytania!
____________________________________________________________
Stałam jak wmurowana.
-Ja właśnie... - wyjąkałam.
-Ona właśnie wychodziła.- powiedział spokojnie Michael i się uśmiechnął.
-Nikt stąd teraz nie wyjdzie. Przykro mi. -powiedział jeden z tych ogromnych i dziwnych facetów.
-Witam Was kochani.-odezwał się pozorny "klient"-Proszę za mną. Przejdziemy do pomieszczenia.
Spojrzałam na brata a on dyskretnie pokiwał mi głową w odmowie. Czyli nie było nawet mowy o ucieczce. Za dużo kamer. Już nas widzieli. Wpadliśmy. Moją głowę przeszywało milion myśli. Po nas. Poprawczak. Szkoła. Mama! JOHN! To był najgorszy moment w moim życiu. Nie miałam pojęcia co się dzieje, ale byłam dziwnie spokojna. Wolnym krokiem i bardzo kulturalnie jak na damę i dżentelmenów przystało weszliśmy do małego pomieszczenia. Było ono dosyć małe, lecz nie klaustrofobiczne. Eleganckie, nawet bardzo. Służące zapewne do spotkań ludzi, którzy chcieli zobaczyć się po kryjomu, z dala od ludzi. Pomieszczenie wydawało mi się przytulne i czułam się tam tak... bezpiecznie. Ale to były tylko pozory...
-Usiądźcie. I lepiej bądźcie posłuszni. Tu wpuszczamy tylko kulturalnych ludzi.-powiedział nasz klient- Nazywam się Mark Hudson. I to ja chciałem kupić od Was narkotyki, ale jak widzicie chyba Wam coś nie wyszło.
-Przepraszam, ale pan nas z kimś pomylił. - powiedział Michael.
Mark nagle przestał się uśmiechać.
-Doprawdy? Mieliśmy załatwić to kulturalnie, ale jak nie chcecie. - odparł. - Rob, Jack, przeszukać ich.
-Słucham?! Co pan sobie wyobraża?! Ma pan zezwolenie?! - nie dałam rady siedzieć cicho i wykrzyknęłam na całe gardło. Ten podniósł się jak oparzony.
-Agent 538 Mark Hudson!-pokazał swoją odznakę.-To mojemu synowi chcieliście sprzedać narkotyki! W porę sprawdziłem mu telefon! WSZYSTKIE WIADOMOŚCI, KTÓRE PISAŁEŚ Z MOIM SYNEM PISAŁEŚ ZE MNĄ! CHCIAŁEŚ SPRZEDAĆ TO GÓWNO MOJEMU SYNKOWI?! - nie panował już nad sobą. Złapał chwilę oddechu. - Z całej tej sytuacji jest dobre to, że znalazłem najbardziej poszukiwanego dilera narkotyków w mojej karierze.
Co? Szybko odwróciłam głowę, w stronę brata. Co on nawywijał.... Najbardziej poszukiwany diler? Do cholery jasnej to nie jest mój brat!
-... a ty dziewczynko-kontynuował agent-znalazłaś się tu prawdopodobnie przypadkiem. - podszedł do mnie bardzo blisko i jedną ręką brutalnie objął mi twarz. Michael miał zamiar zareagować ale nasze ręce z tyłu trzymane przez pozostałych, uniemożliwiały mu zrobienie czegokolwiek. -Ale wiedz, że jeżeli znajdziemy przy tobie choćby ślad jakiegoś białego proszku.... To pójdziesz do poprawczaka razem z twoim bratem o ile się nie mylę.
-Niech pan zabierze łapę z mojej buzi. - powiedziałam ostrym tonem i patrzyłam mu się cały czas w oczy.- I może powinien pan wziąć do buzi coś miętowego.
Spiorunował mnie wzrokiem, ale nic nie powiedział.
-Kontynuujcie panowie.-rzekł i usiadł na miejsce.
To było okropne. Facet który mnie przeszukiwał był gruby i obleśny, a w oczach miał coś takiego, co nie świadczyło o nim dobrze. Dokładnie mnie całą sprawdzał patrząc się mi cały czas w oczy. Przejechał ręką po mojej szyi, dekolcie, piersiach. Nie umknęło mi uwadze, że każdą z nich dokładnie "zbadał " jakby myślał, że mam tam schowane dragi albo zielsko. Stał tak blisko, że nie mogłam nie poczuć jak mu się to podoba.
-Ty obleśna świnio! - warknęłam przez zęby- ŁAPY PRZY SOBIE ZBOCZEŃCU!
Jako, że byłam wychowana z chłopakami, nabrałam śliny i celnie plunęłam mu prosto w oko, a w tym samym czasie moja noga powędrowała w jego krocze. Zwinął się z bólu i cierpienia. Hudson zaczął się śmiać. Lecz to mało powiedziane. Zaczął wręcz rechotać.
-A pana co tak śmieszy?-powiedziałam.
-Alex, droga Alex widać z ciebie wybuchowa dziewczynka. - wstał i podszedł do mnie. Leżącego na podłodze zboczeńca po prostu kapnął, a on przetoczył się może metr dalej.
-Widzisz Jack. Trzeba było trzymać łapy w miare przy sobie. Albo co innego... - tu spojrzał się na krocze Jacka. Zabrał moją torebkę i rzucił jeszcze innemu facetowi. -Ty. Przeszukaj jej torebkę.
-Szefie - odezwał się Rob - Znalazłem. Były ukryte w skarpecie. Na moje oko kokaina.
-Ładnie. Ładnie. No to już masz załatwione miejsce w poprawczaku. A ty Derek? Masz coś?
-Jeszcze nie. - w tym momencie niejaki Derek wyjął z mojej torebki szminkę. Modliłam się, by jej nie otworzył. W rzeczywistości to nie była szminka, a jedynie opakowanie... Ale jak na złość.
-Szefie... - powiedział i pokazał mu zawartość. Zamiast sztyftu była kokaina.
-Brawo Alex. Dołączysz do brata. Zabrać ich. -rozkazał Hudson.
Wylądowaliśmy w dziwnym budynku. Z wierzchu wyglądał jak typowy ośrodek dla młodocianych przestępców. Zresztą w środku też. Z racji tego, ze był to jeszcze okres świąteczny w wielkim holu stała choinka udekorowana dosyć skromnie. W każdym oknie były kraty. Nie wiedzieliśmy nawet co się dzieje, czy powiadomili mamę, Johna... Było mi ciężko, nie dla tego, że byłam tam gdzie byłam, ale dlatego, że najprawdopodobniej nikt nie wiedział co się z nami dzieje.
Prowadzili nas praktycznie przez cały ośrodek. Nie był zły pomyślałam, że tu wytrzymam. Widzieliśmy sale do terapii grupowej, niektóre drzwi były otwarte do pokojów innych młodych ludzi i warunki były całkiem znośne. Łazienki wyglądały jak nowo wyremontowane. Najdziwniejsze było to, że kilka razy mijały nas panie, które wyglądały na opiekunki czy coś, ale żadna nie zwróciła na nas uwagi. Poprowadzono nas do pomieszczenia, które okazało się... kuchnią. Mój brat był równie zdziwiony jak ja. Szliśmy dalej. Na samym końcu przeogromnej kuchni była wielka szafka. Nawet można powiedzieć, że szafa. Kazali nam tam wejść.
-Zaraz panowie, chyba panom to coś się pomyliło, mamy siedzieć w tej szafie i czekać aż nam zabraknie tlenu? - zapytałam.
-Nie. Za futrami cały czas prosto-poczułam się jak byśmy byli w jakiejś Narnii.-Gdy zobaczycie koniec korytarza macie się zatrzymać.
-Jakiś debil. - szepnęłam do Mike'a, ale posłusznie weszłam.
-Słyszałem. - powiedział ów mężczyzna i zamknął za nami drzwi szafy.
Nie wiem co sobie myślałam. Dla mnie ta sytuacja była ogromnie dziwna. Nie chciałam tu być. Nie mogę powiedzieć, że się całkowicie nie bałam bo tak nie było. Praktycznie cały czas miałam gęsią skórkę. Nie wiedziałam co mnie czeka, tym bardziej, że byłam w poprawczaku, a koleś mi każe wchodzić do szafy. Zastanawiałam się przez chwilę, czy nie jestem w jakimś zakładzie psychiatrycznym. Zdaję sobie sprawę, że wiele dziewczyn by się popłakało na moim miejscu, ale ja, oprócz mamy i Johna nie miałam do stracenia nic. Lubiłam przygody, a ta z pewnością była jedną z nich. To co zobaczyłam potem przerosło moje oczekiwania.
Tak jak kazał nam ten facet, na końcu "szafowego" korytarza stanęliśmy i czekaliśmy w bezruchu.
-Alex, przepraszam. Nie wiedziałem, że to się tak potoczy. Nie powinienem narażać ciebie na takie niebezpieczeństwo. Byłem bardzo nieodpowiedzialny, ale nie sądziłem, że po tylu udanych akcjach jedna może się spieprzyć. Nawet nie było jak uciekać... a teraz... -głos mu się załamał, a po policzkach zaczęły mu spływać łzy - a teraz nie wiem co się dzieje w domu, co zrobi John jak nas nie będzie, co z mamą, co ze szkołą...
-Uspokój się debilu - no poryczał się! Jak baba! Albo i gorzej!-trzeba było o tym myśleć wcześniej, a nie na sentymenty ci się zebrało w takim momencie. Uspokój się!
W tej chwili nasza szafa zaczęła opadać. Dosłownie. Przestraszyłam się i wydałam z siebie cichy dźwięk równocześnie przyległam do ściany. Mike zachował się podobnie. Spadaliśmy tak długo. To zdecydowanie była jakaś ukryta winda albo coś takiego. Na dole czekała na nas już pewna kobieta. Była wysoka i szczupła, ubrana cała na czarno a na głowie miała burzę rudych loków. Z wyglądu była dosyć przyjemna.
-Witam.-powiedziała.-proszę za mną. Szliśmy długim korytarzem. Wszędzie były jakieś światełka,ekrany, dziwne dzwięki. Czułam się jak w jakimś statku kosmicznym, lecz zachwycało mnie to pomieszczenie. Doszliśmy do pewnych drzwi, które otworzyła przed nami kobieta.
-Siadajcie. - powiedziała i usiadła na przeciwko nas. Stalismy z Michaelem jak wryci. Znajdywaliśmy się w pomieszczeniu, które przypominało salę przesłuchań z wielkim lustrem weneckim.
-No co tak stoicie. Już nie urośniecie. - powiedziała kobieta. - Nazywam się Meg Anderson. Jestem z wydziału tajnej agencji, o której nie musicie dużo wiedzieć. No siadajcie.
Usiedliśmy. To wszystko się wydawało takie dziwne. Spojrzałam z niepokojem na Michaela, lecz on był zapatrzony w tą kobietę. Odwróciłam się z rezygnacją.
-Ale.. - zaczęłam, lecz ona uciszyła mnie gestem.
-Pytania będą później. Teraz mówię ja.-stanowczy ton nie pasował mi do takiej kobiety. -Tak więc mówiłam, że jestem agentką. Teraz znajdujecie się w tajnej agencji, której nazwy wam oczywiście nie podam. Mówię od razu: nie kłamcie i nie uciekajcie, bo nie znajdziecie stąd wyjścia a my was nie wypuścimy. Telefony tutaj nie działają, a przynajmniej nie takie zwykłe. My mamy specjalne, robione przez naszych agentów techników. Nie krzyczcie, bo ściany są dosyć szczelne i zapewniam, że nikt was nie usłyszy. Wiemy o was wszystko. Od dawna poszukiwaliśmy takich ludzi jak wy. Michael nadajesz się świetnie. Jesteście sprytni, bystrzy, pewni siebie i odważni. Nie jesteście w żadnym stopniu zagrożeni. My nie jesteśmy policją. Nie dostaniecie kary, pod warunkiem, że coś dla nas zrobicie. Michaela znaleźliśmy przypadkowo. Od dawna go obserwowaliśmy i przez te tygodnie zostaliśmy upewnieni, że będziecie genialni. Bądźcie dla nas mili i posłuszni, a my będziemy tacy sami wobec was. Pytania?
-Tak. Po pierwsze, czemu jesteśmy w poprawczaku i czemu nikt nie zwraca tu na nas uwagi? Po drugie Pani powiedziała, że wiecie o nas wszystko ale obserwowaliście tylko mojego brata więc nie rozumiem co ja tu robię i w jaki sposób. - nurtowały mnie pytania. Nie wiem co się działo z Michaelem, nie odzywał się. Może się załamał.
-Oczywiście odpowiem na te pytania. Jesteśmy w poprawczaku ponieważ mamy tu tajną bazę. Nikt was tu nie zauważa ponieważ mamy z nimi umowę, że w żadnym wypadku nie mogą na nas nawet spojrzeć, a jeżeli to złamią to nie chciałabyś być w ich skórze złotko. Dlatego trzymają się tej złotej zasady - zaśmiała się. - Odpowiadając na drugie twoje pytanie, jesteś w błędzie. Ciebie też obserwowaliśmy kochanie, codziennie przez 5 tygodni. Waszego starszego brata Johna również, lecz on nie wykazywał tyle sprytu co wy. Specjalnie donieśliśmy waszemu dyrektorowi, że twój brat został widziany z podejrzanymi ludźmi. Oczywiście to było anonimowe, mogło nie wypalić, lecz belfer nas nie zawiódł. Od razu do ciebie pobiegł. I tu się zaczynała twoja rola. Obserwując cię przez taki długi okres czasu wiedzieliśmy, że będziesz ciekawa co się dzieje z bratem. Wiedzieliśmy też, że on cię bardzo kocha. I wiedzieliśmy, że u was się nie przelewa. Tak to intryga, lecz kochanie myslisz tak samo jak my. Ty też masz takki sprytny mózg. Powinnaś coś o tym wiedzieć.
-Niech już się pani nie rozczula. O co tu chodzi? - nagle powiedział Michael.
-Tak, tak. Przechodząc do rzeczy, tak jak już mówiłam mamy do wykonania zadanie, ale żadne z naszych agentów nie może to zrobić. Potrzebowaliśmy nowe twarze, świeże, młode i sprytne, padło na was. Za wykonanie zadania dostaniecie wynagrodzenie. Usunięcie z waszych akt tego przestępstwa, wypuszczenie was na wolność oraz nagroda w wysokości 50000 dolarów... - zająknęłam. Tak dużo pieniędzy. Tak dużo do zrobienia ze swoim życiem- ...na głowę. Na głowę kochanie.
-A co jeżeli tego nie zrobimy?
-No to jest oczywiste, że w grę wchodzi oddanie waszych akt w ręce policji, ale spokojnie nie znajdą was tu przetrzymywanych. A jak nie będziecie chcieli współpracować, to zmusimy was do tego poprzez różne sposoby. I chciałabym żebyście wiedzieli, że nie zawahamy się użyć do tego waszych najbliższych. Nie wspominając już, że możemy was torturować, a świat i tak się o tym nie dowie. Zgadzacie się?
Spojrzałam na brata. Jego twarz wykrzywił grymas, który miał za zadanie przeprosić mnie jeszcze raz. Byłam gotowa zrobić wszystko, byle tylko nic nie stało się mamie i Johnowi.
-Tak. - odpowiedzieliśmy równocześnie.
-Co mamy zrobić? - dodałam.
-Istnieje jedna osoba na świecie, która ma to co nam potrzeba. Oczywiście ten przedmiot znalazł się przypadkowo w rekach tej osoby, a więc ona jeszcze nawet nie wie co posiada. Jest to pamięć zewnętrzna z danymi niezmiernie potrzebnymi światu, Dzięki nim możemy nie dopuścić już do żadnych wojen na świecie, żadnych przestępstw, ponieważ dzięki temu wszystko można zlikwidować. Są to niezwykle tajne wiadomości, które my już mamy, lecz posiadamy je bez jednego malutkiego kawałka. Ten kawałek posiada ów człowiek. Jest to male bardzo niewidoczne. Musicie udać się do otoczenia tego człowieka, zaprzyjaźnić się, zabrać to niezwykle ważne coś a potem go zlikwidować. Wszystkie koszta związane z wyprowadzką, przejazdem i innymi potrzebnymi wam rzeczami w tym gadżetami pokryjemy my. Oczywiście musicie mieć też nasz znak, dlatego wyposażymy was w unikatową biżuterię, by inni wiedzieli gdyby was spotkali.
-Co z naszą rodziną? - spytałam.
-Damy informację, że zaginęliście.
Bolało mnie to. Ale nie miałam wyjścia.
-Kim jest ta osoba?
-Ucieszysz się Alex. Jest to idol nastolatek znany na całym świecie. Jesteś w jego typie dlatego bez zastanowienia się z wami skontaktowaliśmy.
-Kto to jest?
-Justin Biebier.
Cudowne opowiadanie <3 :) Czekam na kolejny rozdział:)
OdpowiedzUsuńPs. Zapraszam do siebie, liczę na współpracę.
http://fanfictionjbsg.blogspot.com/
Cudownie. Emocje, które pokazujesz są wybuchowe, co mi się podoba. Końcówka sprawiła, że ryczę ze śmiechu 😂😂😂 dawno nie widziałam tak humorystycznego fragmentu. Wene się po prostu czuje... wyszło Ci wspanialexD
OdpowiedzUsuń-Sagiri
Świetny rozdział. Nie moge doczekac sie następnego. :)
OdpowiedzUsuńNie moge sie doczekac nastepnego <
OdpowiedzUsuńCzekam na następny
OdpowiedzUsuńdodaj kolejny proszę
OdpowiedzUsuńczekam na dalszy ciąg, chce zobaczyć co będzie dalej , dodaj nexta błagam
OdpowiedzUsuńNie masz talentu! Beznadziejne piszesz! Zgiń i przepadnij!
OdpowiedzUsuń.
.
.
.
.
.
.
.
A tak na serio, świetnie jest! Jestem pełna podziwu, nie spodziewałam się, że jesteś aż tak w tym dobra. Zaskoczyłaś mnie, naprawdę. Oby tak dalej. Uwierz w siebie ;p - K